Tymczasem na pierwszym okrążeniu zapoznawczym poszły mi obydwie szytki... To coś więcej niż ironia losu. To mój taki mały prywatny osobisty Smoleńsk. To coś co wymagało natychmiastowej egzegezy.

W przypadku tajemniczego upadku rządowego samolotu i śmierci tylu ważnych osób w tak znaczącym miejscu umysł domagał się czegoś więcej niż wyjaśnień technicznych. Kij z brzozą. Mesjanizm, Polska, Chrystus. Ofiara. Ewentualnie - histeryczna kompulsywna nadprodukcja teorii spiskowych. Witamy na Czerwonej Stronie Księżyca. Wobec wydarzenia tak dziejowego i pozornie (albo i nie...) nieprzypadkowego potrzeba Wielkich Opowieści by objaśnić co się stało.
Więc i ja potrzebowałem zrozumieć dlaczego. Nie bym chciał naprawdę odczytać autentyczne szyfry losu. Ale potrzebowałem jakiegoś wyjaśnienia. Musiałem czymś szybko zalepić dziurę w moim rozumieniu świata. Wyrwę przez którą wlewał się czysty chaos i poczucie absurdu. I wtedy zrobiłem coś co zrobiłby Terlikowski.

Gdy papież Benedykt abdykował odpowiedź redaktora Frondy na to wydarzenie była prosta : musimy się więcej modlić. No tak. To takie proste i oczywiste. Duch Pisty uznał że za mam za mało w nogach. I w subtelny sposób dał mi znak że muszę więcej ale za to mocniej trenować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz