niedziela, 14 kwietnia 2013

Szosowa niedziela czyli pierwsza myśl po kryterium

Cały wczorajszy dzień - w myśl dewizy para bellum szykowałem rower do wyścigu. Rano pojechałem po płyn TUFO EXTREME do szytek, ograbiłem przełaj z kierownicy (arcywygodny kompaktowy baranek). Mnóstwo pracy, kręcenia i kawy. W końcu udało się dopiąć wszystko na ostatni guzik i kwadrans przed dziesiątą wyszedłem z domu w noc. Jechało się świetnie. Po modyfikacjach rower nabrał wyraźnie sportowego charakteru. Pisty toczyły się wyśmienicie, jeden ząbek mniej w tylnej koronce - to uczucie że jest jakby szybciej i mocniej choć w zasadzie niby nic się nie zmieniło. Sprinty do świateł wymuszone pracą sygnalizacji dawały mi dobre horoskopy na kryterium mające się zaraz rozpocząć.
Tymczasem na pierwszym okrążeniu zapoznawczym poszły mi obydwie szytki... To coś więcej niż ironia losu. To mój taki mały prywatny osobisty Smoleńsk. To coś co wymagało natychmiastowej egzegezy.



W przypadku tajemniczego upadku rządowego samolotu i śmierci tylu ważnych osób w tak znaczącym miejscu umysł domagał się czegoś więcej niż wyjaśnień technicznych. Kij z brzozą. Mesjanizm, Polska, Chrystus. Ofiara. Ewentualnie - histeryczna kompulsywna nadprodukcja teorii spiskowych. Witamy na Czerwonej Stronie Księżyca. Wobec wydarzenia tak dziejowego i pozornie (albo i nie...) nieprzypadkowego potrzeba Wielkich Opowieści by objaśnić co się stało.

Więc i ja potrzebowałem zrozumieć dlaczego.  Nie bym chciał naprawdę odczytać autentyczne szyfry losu. Ale potrzebowałem jakiegoś wyjaśnienia. Musiałem czymś szybko zalepić dziurę w moim rozumieniu świata. Wyrwę przez którą wlewał się czysty chaos i poczucie absurdu. I wtedy zrobiłem coś co zrobiłby Terlikowski.



Gdy papież Benedykt abdykował odpowiedź redaktora Frondy na to wydarzenie była prosta : musimy się więcej modlić. No tak. To takie proste i oczywiste. Duch Pisty  uznał że za mam za mało w nogach. I w subtelny sposób dał mi znak że muszę więcej ale za to mocniej trenować.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz