wtorek, 31 grudnia 2013

Ręce do góry, to koniec!

Teraz czas odsłonić karty. Miałem skrywaną ambicję. By w tym roku na blogu pojawiło się dużo nowych wpisów. Wpisów tak bardzo jak to możliwe merytorycznych - w moim tego słowa rozumieniu. Nigdy nie na zasadzie reblogowania. Bo to w końcu najstarszy polski blog ostrokołowy i głupio go zarzucić. Głupio przestać pisać skoro tyle jest do napisania. Więc w którymś momencie podjąłem to osobiste wyzwanie. 


To było jak samotny sprint do znaku. Zabawa znana z treningów szosowych. Za cel wyznaczyłem sobie przekroczenie wyniku z 2010 roku. Bo jakiś cel musi być. Tym wpisem kończę, misja spełniona. Za oknem panorama Warszawy. Strzelają sztuczne ognie. Jutro zaczyna się Nowy Rok. W styczniu na dzień dobry mocno z bańki - Ogólnopolski Wyścig Przełajowy w Katowicach. Rok który zacznie się za sześć godzin to rok następnego Krakopoloko. Możliwe że z uwagi na tempo przegapiliście jakiś wpis więc zerknijcie do archiwum. Dziękuję za to że jesteście i czytacie. Bądźcie dalej a ja idę się napić. Dzięki.


Ostateczne rozwiązanie wielu problemów świata



Rower religią czy singletrackiem duchowości ?

Czytam właśnie lajfstajlowy darmowy magazyn od TREKa. O inżynierach którzy robią odlew bruku z Paris-Roubaix. Serio. Przyjeżdżają, wylewają lateks i zabierają odcisk w walizce do swojego tajnego laboratorium. I mówią że teraz tak się to robi. Że kiedyś wystarczył utalentowany spawacz ale dziś jest inaczej. Czytam i czytam i widzę że za połową dużych tekstów w środku odpowiada naczelny redaktor Rouleura.


I nagle wszystko to zaczynam widzieć jak jeden wielki sklep z dewocjonaliami.


Bo przeczytałem ostatnio takie zdanie.

Religia to wiara w czyjeś doświadczenie. Duchowość to poszukiwanie własnego.

Nie powiem. Dewocjonalia są fajne. Śmieszne. Może komuś pomagają. Ale myślę że czasem jednak utalentowany spawacz w zupełności wystarczy.

Gentryfikacja Ostrego Koła

Jest takie zjawisko że dzielnica miasta podupadła zostaje odkryta na nowo przez artystów. Ci zakładają tam knajpki i pracownie, ludzie czytają o tym w kolorowych magazynach lajfstajlowych po dziesięć złotych. Zaczyna się proces zmiany charakteru tego miejsca. Staje się modne. Kiedyś Kazimierz wyglądał tak:


a teraz wygląda tak:


Dobra. Nie oceniam. Może artyści pełnią rolę pożytecznych bakterii które transformuję nieużytek w żyzną glebę na której rośnie potem biznes i prestiż. Małe galerie są zarzynane wysokimi czynszami i ustępują miejsca butikom Rolexa. Taki proces. W wielu miastach świata tak się dzieje. Obrażać się na to to jak mieć pretensje że zgnijemy po śmierci. To są naturalne procesy. Ale warto odnotować że bardzo podobny proces stał się udziałem światowej sceny ostrokołowej na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat. To tak na wypdek gdybyś szukał / szukała dobrego tematu na pracę licencjacką/magisterską itd. 



1990

2010

Bike Lane of Lonely Wolf

Sam Houser  to inspirująca postać.



Wyobraźcie sobie gościa który uwielbia jeździć na rowerze a przy okazji właśnie wydał kolejną odsłonę GTA na którą akurat czekał cały świat. Tak. Teraz ma trochę czasu by pojeździć na którymś ze swoich rowerów. Albo może złożyć zupełnie nową maszynę. Ma ich już dużo ale nikt mu tego nie powie. Uwielbia jeździć. Co z tego że akurat jest zima a Most Brookliński pokryty jest śniegiem. Tak że musi go przebyć na piechotę z rowerem na plecach. W końcu od czegoś są te handmejdowe przełaje z karbonowymi kołami, tak poręcznymi do noszenia.


I do this 365 days a year," he says. "Sometimes the snow's so deep I have to carry my bike over the bridge. But every day, every day." 

Sam bardzo nie lubi ludzi. To znaczy może i ich lubi ale nie lubi kontaktu z nimi. Unika ich na korytarzach. Trudno go złapać. Zapomnij o telefonie. Taki jest Sam. Jeździ tylko na tym swoim rowerze i robi kolejne odsłony tej swojej gry. Wiesz co. W sumie go rozumiem. Gdy byłem nastolatkiem, gdy byłem w tym głupim wieku też nie lubiłem kontaktu z ludźmi. To było jakieś zaburzenie osobowości które nie do końca rozumiem, nie do końca mi przeszło. Ale w pewnym momencie odkryłem rower a potem ostre koło. Rower był fajny. Nie musiałeś z nikim gadać. Wsiadałeś i jechałeś, w bańce niezależności, samostanowienia. Sam sobie ramą, korbami i sterem. Był taki czas że nie spotkałem nikogo kto by jeździł na ostrym kole. A szukałem długo i uparcie. Można było poczuć się jak pustelnik. Jak Chrystus na pustyni. Albo Bodhidarma w miejscu zwanym Młody Las


Ciekawe jakby świat wyglądał gdyby wtedy ten patriarcha buddyzmu mógł dostać od Cesarza Chin tytanową przełajówkę na karbonowych kołach. Stworzyłby zakon gdzie adepci wbiegaliby po schodach z rowerem na plecach trzysta razy dziennie? Zamiast mierników watów mieliby przy korbach dzwoneczki sygnalizujące przepływ subtelnej pankosmicznej energii Chi?



poniedziałek, 30 grudnia 2013

Słowo wstępne

Napisałem słowo wstępne do krakowskiego Almanachu rowerowego. Super projekt, dużo zdjęć rowerzystów i rowerzystek. Każdy coś powiedział o swoim rowerze. A ja coś powiedziałem o rowerze w ogóle. Podobno w tym tekście nie ma przecinków. Albo stosunek ilości znaków do przecinków, to przełożenie, to nachylenie - jest w jakiś sposób ekstremalne. Nie wiem, nie pamiętam czy tam były jakieś przecinki i w jakim momencie mogły zniknąć. Pisałem w nocy. Może brak przecinków miał stworzyć emocję brakeless - że się leci bez hamulców. Bez przecinków, bez hamulców, jak zwierzęta.


Albo taki ciągiem pisany tekst miał ukazać znój i trud tworzenia idealnego roweru, zagubienia w gąszczu gwintów i średnic. Nie wiem nie pamiętam. A może po prostu skończyły mi się tego dnia przecinki. Tak czy inaczej zapraszam do lektury. 


Weird Science



Wiem że wielu z was marzy o szalonej rowerowej wyprawie na szczyt hipsterstwa. Hen hen daleko. Mam tu projekt maszyny która wydaje się idealna na taką ekspedycję. Tylko na niej bezpiecznie miniecie opary absurdu i strefę autoironii w której tylu poległo. Wam to nie grozi. Bo będziecie mieli...




(z książki Adama Słodowego)

Paski są ale ramy nie ma

Grzebiąc w domowych starociach (ulubiony sport świąteczny) znalazłem okładkę którą zrobiłem dla Velo kilka lat temu.



Ten projekt początkowo nazywał się Pista Market i był moim komentarzem krytycznym na to jak ostre koło zostało gładko urynkowione. Spodobał się w Velo i kupili go na okładkę i przez kilka lat potem te paski mogliście oglądać w różnych miejscach np. na ich stronie internetowej. Teraz już ich nie ma, są inne ładne projekty od kogoś innego. Paski tymczasem pojawiły się w salonach Vision Express. Oczywiście nie wierzę w coś więcej niż czysty przypadek. Ale o ile u Velo to miało ten głęboki sens - bo kolory mistrza świata wpisane w kod kreskowy o tyle u Optyka to już tylko nic nie znaczące kolorki. Tym piękniej wypełniają program przypadkowego desemantico.


Wtedy był czas takich moich dość bliskich związków z Velo. Niestety poza paskami nic więcej się nie urodziło chociaż trochę tych projektów było. Najciekawszym była chyba marka ostrokołowa ze swoim sztandarowym produktem czyli ramą którą zaprojektowałem. Sprzedawaną w tysiącach. Ach. Co to by był za bal. 

Mam coś takiego że moje poprzednie projekty ram wygrywały London Calling


Lubię myśleć że zadecydowało coś więcej niż przypadek. Chociaż czysty przypadek też nie byłby taki zły.


Pomyślałem sobie że taka rama z głębi mojej oddanej Piście jaźni mogłaby stać się istną bronią masowego rażenia. Dostępna w przystępnej cenie, o bluźnierczych noneuklidesowych kątach. Czysty duch krakowskiego mesjanizmu ostrokołowego zwiastowany w świeże ostrokołowe umysły, odczytany podświadomie z zachowania roweru. Rama wychowuje, zachęca do takiego a nie innego stylu jazdy. Popycha do gwałtownych manewrów, ponagla do sprintu. Kieruje myśli w rejony niedostępne, zmienia optykę. 

Tak sobie myślałem. A potem przypomniałem sobie że nasze niewinne zabawy magiczno mesjańskie mogły spowodować całe zamieszanie w Smoleńsku. To nic pewnego, ale pewne zbiegi okoliczność, coincidance (albo coin's - dance )


dają do myślenia i sugerują rozważną ostrożność. Timothy Leary też uległ złudzeniu że powszechne rozdawanie ludziom psychodelików zmieni od razu świat na lepsze. A potem była banda Mansona i prześladowania rządowe. Może magiczna rama dla mas nie była wcale dobrym pomysłem?

To jest jedna strona monety, jedna interpretacja tego co było. Druga to taka że mamy do czynienia z czystym polactwem. Z tym od czego Szymonbike uciekł do Calpe, jak najdalej stąd. Może rozbiliłem się o jakąś niewidzialną górę lodową o nazwie Polska?


Bo w sumie to moja wina była. Z jakiegoś powodu jak psychopatyczny rodzic postanowiłem udusić własny projekt i wpakować do beczki z kapustą. Albo - z innej strony patrząc - jak Lee Perry spalić własne studio? Już sam nie wiem. Ale wizja alternatywnej historii z tamtą ramą na polskiej ulicy to lepsze ćwiczenie wyobraźni niż wymyślanie kolejnych wersji odpowiedzi na pytanie dlaczego nie wyszło. Fajnie wiedzieć że było blisko. 




Grand Pink Bike

Chciałbym wam dziś przedstawić syna tej ładnej pani.


Nazywa się Sam Houser



To gość który stworzył GTA 


Typ jest twardym commuterem. Takim  który okrągły rok dojeżdża do pracy na rowerze. Nawet kiedy pada. W tym celu zrobili mu taki rower u Independent Fabrication. Godny szefa Rockstar Games. 


Jest tylko jeden możliwy sposób w jaki można to podsumować.



piątek, 27 grudnia 2013

Cykloakademia rozpracowana

Cykloakademia -oficjalnie ta inicjatywa ma nieść rowerowy kaganek oświaty (z przodu biały migający a z tyłu czerwony!). Ma uczyć dzieci małe i duże jak przejeżdżać przez ronda na rowerze, jak poruszać się w korku itd.


Nic tylko przyklasnąć. Tymczasem osoby interesujące się historią wiedzą doskonale że Niemcy przed II Wojną Światową oficjalnie nie mogąc prowadzić prac nad bronią pancerną stworzyły pierwsze czołgi pod kryptonimem  Ciężki Ciągnik Rolniczy a.k.a. Kleintraktor.


                                                     idealny by zaorać pół Europy


Prezydent Majchrowski słusznie więc obawia się świetnie zorganizowanych miejskich stowarzyszeń rowerowych. Te pod pozorem walki o czyste powietrze i zrównoważony transport prowadzą prace nad paramilitarnym przełajowym oddziałem hipster wilkołaków. Dotarliśmy do materiału z tajnego szkolenia w jakim biorą udział rowerzyści którzy potrafią już przejechać przez rondo i nie zgubić się po drodze z Huty do Rynku. Wstrząsające. No czo ci rowerzyści!



czwartek, 26 grudnia 2013

Sekretny Mesydż Świąteczny



Dla was którzy nie ogarniają fejsbuka. Ja nie ogarniam prawa jazdy i paru innych rzeczy i rozumiem że to jest elitarne nie mieć fejsa. To prawie jak nie mieć hamulców. Jak zwierzęta. Rozumiem. Są te lasy ukryte gdzie możesz dotrzeć tylko na wymarzonej wyśnionej przełajówce. Tam wam życzę się odnaleźć.



wtorek, 24 grudnia 2013

Prezent ostatniej szansy

Witaj wędrowcze. Więc zostało kilka godzin do wigilii a Ty nie masz prezentu dla rowerzysty? Ciężka sytuacja. Tutaj nikt Cię nie ocenia. Nie pytam co zrobiłeś z kasą o ile jakaś była. Mocą nadaną mi przez przejechane kilometry podsuwam cudowne rozwiązanie. Leć do sklepu po... katalog Treka.




Tak. Trek zrobił katalog w formie lifestylowego pisma. Akurat dziś podobne kupiłem za dyszkę. Tu masz je za darmo. Tylko się pospiesz bo zaraz pozamykają sklepy i wtedy będzie smuteczek.



W pierwszym momencie myślalem że to jest Rouleur. Czyli the finest cycling bla bla.  A to katalog Treka. W środku zdrowa dawka propagandy o tym że Trek to rodzinna amerykańska firma która w wolnych chwilach robi własny miód. 



Miód na serca hipstersów - oczywiście. 

Trzeba przyznać że tutaj znajdziesz go pełno. O tak. Jest coś przewrotnego w dawaniu pod choinkę - było nie było - darmowej ulotki reklamowej ale nie wszystko można kupić za pieniądze. Dobra, koniec gadania. Leć do sklepu.




poniedziałek, 9 grudnia 2013

O tym jak szelenie ważne jest sygnalizowanie swoich zamiarów

Nie mam zamiaru przekonywać przekonanych. To co to raz się nauczyli wieki temu w noc przed egzaminem na kartę rowerową i od tej pory wykonują te wszystkie przepisowe gesty jakich wymaga umowa społeczena od rowerzysty który chciałby skręcić w tę albo tamtą stronę.

Apel swój wysyłam do tych którzy przemykają nocą jak myśliwce szpiegowskie. A i w dzień są praktycznie niewidzialni na swoich ultraminimalistycznych fixach.

Długo myślałem nad tym jakim językiem do was przemówić. I w końcu wiem.

Wszyscy czasami oddajemy się demonowi któremu na imię aukcje.
Siedzicie w desach, na ebayu albo targujecie się z dziadem który stanowi swoją osobą cały kapitał masy upadłościowej jakigoś klubu kolarskiego znikąd. Który śpi na tytanowych Colnago i pali nimi w piecu. A one się palić nie chcą.

I razem z wami w tym miejscu zjawili się ludzie z innego Wielkiego Miasta pełnego Samoświadomych Ostrokołowców. Już zajechali swoją autoironiczną Nyską bogaci hajsem matki. A już jedzie ekipa z Rosji tylko się zgubiła na torze we Lwowie więc macie ten kwadrans przewagi by jednak wykpić tych od Nyski i jakoś wyjść na swoje.

Więc aukcje. Wiecie jak to jest na aukcjach. Tych najlepszych. Nie trzeba zaraz machać ręką żeby wszyscy wiedzieli że wy chcecie. Czasem wystarczy drobny gest dłonią. Czasem wystarczy pomyśleć.


Pobocznośći Pisty

Skoro ostre koło to takie dążęnie do ideału prostosty i esensji
to idealne koszulka to ta czysta
a idealny post pisty psot kurwa
jąkam się ;D

czwartek, 5 grudnia 2013

10 zasad - Jak złożyć idealny rower







Pojechałem dziś na Boja. Usiadłem i dyskretnie wchłaniałem promieniowanie czystej ostrokołowości. Postałem tam chwilę po czym odepchnąłem się SIDI TAJMEM od pomnika i pożeglowałem w stronę rzeki. Podłożyłem sobie muzykę pod bieg myśli jadę. 



Jak żyd. Żydzi z opowieści lubili takie pytania których odpowiedzi kończyły się konkluzją typu w 

                                 lato jest gorąco bo całą zimę w piecu palą. 

I ta wielka żydowska mądrość uczy nas dziś skąd się w lecie smog w Krakowie bierze.

A moje pytanie brzmiało tak. Jak to jest że tylu ludzi buduje rowery a tylko niektóre są piękne? Chciałeś dobrze a znów jest to nie to? Wyłożyłeś cały pieniądz na MASHA, karbony i mootsy i ciągle masz taczkę nie rower? Tylu się stara ale ci którym się udaje osiągają to bez cienia trudu. Oto ironia tłumu.

Czasem ktoś spróbuje napisać kilka reguł które miałyby niezawodnie prowadzić do osiągnięcia roweru pięknego. Różne śmieszne zbiory zaasd. Taki dekalog szybko staje się szyderczą parodią samego siebie. Koślawym kodeksem.

Pisanie takich poradników jest próba kradzieży ognia od bogów. Jak budowa wieży Babel. Piękno się broni samo, jest hermetyczne. Miesza nam języki i wyjada wątrobę.  Pod tym względem jest to bardzo podobne do poszukiwań #TFR.

środa, 4 grudnia 2013

Klasyczne golenie - teoria.





Klasyczne golenie a ostre koło. Pomyślałbyś - co mają wspólnego? Przecież ostrokołowcy noszą brody. Ale jednak. Klasyczne golenie to brzytwa. Brzytwa jest prosta, elegancka i niebezpieczna. To są dokładnie te same cechy które odnajdujemy w ostrym kole. No i - last but not least - brzytwa jest ostra....

Jeżeli teraz powiedzmy - jesteś detektywem a Świat to podejrzany. To już widzisz że on coś ukrywa, że coś się łączy. Że już jesteś na tropie głębszej afery.

Zauważyłeś jak od lat trwa trochę komiczny wyścig zbrojeń producentów maszynek do golenia? Może pamiętasz czasy gdy dwa ostrza reklamowane były jako super nowość nadzieja ludzkości. 


Potem pojawiły się trzy ostrza. Dziś możesz nawet powinieneś kupić sobie maszynkę z czterema nożykami. Czyżby ktoś stracił poczucie przyzwoitości? Ciekawe kto.. Hmm sprawdźmy. Aha i wszystko jasne:

\
Już łapiesz co to ma wspólnego z jazdą na rowerze? Ciągle więcej przełożeń. Jeszcze niedawno  Campagnolo Record ósemka, dziś Chorus jedenastka. Oczywiście potrzebujesz tego, to zmieni wszystko.  


czy to reklama Gilette?

I tak aż do momentu aż ktoś krzyknie - dajcie mi ostre koło! Albo coś takiego. W czterorzędowych maszynkach do golenia jest nieco marketingowego szumu. Przyznaj to. Klasyczne golenie jest jak ostre koło. Masz jedno ostrze. Staroświecką technikę. Wcale wiele nie potrzebujesz. Ogolisz się dokładniej, przyjemniej a do tego taniej. Będziesz się śmiał z ludzi którzy kupują żele do golenia za 25 złotych. To jak


kupić nową szosówkę, twarde niewygodne amelinium na Sorze za dwa tysiące zamiast wygodną stalówkę na lekkich kołach za połowę tej kwoty. Pieniądze które zaoszczędzisz na goleniu możesz zainwestować. Ciągle dobrą propozycją wydaje się ulokowanie nadwyżek kapitału w białych dyskach Campagnolo. Potwierdzone info od mojego maklera: 



Niech inni golą się żelem Loreala i pięciorzędowymi jednorazówkami a potem jeżdżą na aluminiowej sorze. Ty ogolisz się jak Humprey Bogard a potem pojedziesz jak król na stalówce z białymi dyskami Campy. To wszystko a nawet więcej - w następnym odcinku gdzie zajmiemy się praktyką klasycznego golenia.

Miałeś chamie tor

I wyszedłem jasny synku
ciemną nocą
w smog

xxx


Pamiętacie, jakiś czas temu niesamowicie wyważony krakowski ksiądz Boniecki wydał taką książkę. Ukazującą sympatyczną twarz Kościoła. Dali jej fajny śmieszny tytuł by każdy wiedział że jest fajnie.


Opadła mi szczęka gdy przeczytałem. Serio? To wyobraźmy sobie teraz. Sympatyczny anarchonazista, powiedzmy - intelektualny spadkobierca Ernesta Junga. To taki pisarz niemiecki, twórca myśli narodowej który jadł kwasy z Hoffmanem.


No i nasz anarchonazista pisze książkę pod tytułem "Lepiej Palić Dżojnty niż Żydów w piecu". Fajny tytuł? No właśnie. A teraz będzie o Żydach (ale takich z Jude Gang) , dżojntach i ostrym kole.

Pojechałem dziś po książkę do biblioteki. Szybka trasa przez Błonia. Ale ile się człowiek może przez taką krótką trasę nauczyć. Po pierwsze. Że lepiej palić śmieci w piecu niż dżojnty.



Tak dokładnie. Nawet na ten lichy mandat nie może liczyć palący śmieciami. Taki ktoś zmusza ludzi do wdychania poważnie toksycznych syfów.  Sprawnie obsługując piec może zatruć całą ulicę - co za skuteczność! Tymczasem co się dzieje gdy dorosły człowiek decyduje się zapalić dżojnta? Czyli świadomie zgadza  się zażyć dym o wyjątkowo niskiej szodliwości. Może wtedy liczyć na arcysprawną reakcję ze strony państwa, ciąganie po sądach i straszenie więzieniem. Tu nie będzie mowy o opieszałości i fuszerce. Więc pamiętaj. Lepiej palić śmieci w piecu niż dżojnty w parku. 

Aby to zrozumieć wystarczyło przejechać przez ulicę Kasztelańską. Kilka domków jednorodzinnych robi niezły klimat. Powietrze tak gęste że można by je ciąć  maczetą. Bo oto jadę dalej i widzę stadion Cracovii. Wokół mnóstwo radiowozów które są tam za nasze pieniądze. Stadion Cracovii, święta ziemia czcicieli maczety. Niczym starożytna świątynia we mgle - stoi dumnie w smogu. Wokół policjanci pilnujący spokoju w cichej symbiozie z lokalnymi spalaczami śmieci.  



Na stadionie Cracovii był tor kolarski. Tak. Miałeś chamie tor kolarski w centrum miasta przy Błoniach. Został zburzony dosłownie w ostatniej chwili nim fala ostrokołowego szaleństwa ogarnęła Kraków. Przebudowano stadion i nie ma już toru. I coś czuję że przez najbliższe tysiąc lat już nie będzie następnego.


 Wyobrażasz sobie coby się działo gdybyśmy dziś mieli ten tor? To zwierzęce szczęście, nieustanne gonitwy, amatorskie bicie rekordów godzinnych co piątek? Jak ktoś zauważył mamy grupę FixedGearKraków a nie TrackCyclingKraków. No właśnie. A moglibyśmy mieć obie - z wszelkimi tego konsekwencjami. Zamiast tego mamy dwa stadiony piłkarskie w ścisłym centrum miasta. Trochę słabo bo mnie na przykład piłka nożna raczej nie interesuje a kolarstwo torowe za to bardzo. Może jestem nieobiektywny. Ale gotów jestem iść o zakład że imprezy sportowe na torze nie generowałyby kosztownej obstawy policyjnej ani gangów jebniętych kibiców. Ale pewnie produkowałyby kolejnych rowerzystów  a już nie wiem czego miasto się bardziej boi.


Mam to silne wrażenie że Kraków jest gotów więcej zapłacić by uszczęśliwić mrocznych czcicieli maczety niż fanów pedałowania. Ale dlaczego? To musi być ta sama logika która nakazuje surowo karać za dobrowolne wchłanianie THC a pobłażać podstępnemu podtruwaniu okolicy waporyzowanym plastikiem. Weź to teraz zrozum.


I w takich momentach mam wrażenie że ta kraina jest naprawdę przeklęta. Że Żydzi (Cracovia) znów zrobili to co potrafią najlepiej - zarżnęli Mesjasza (ostre koło). Że to wszystko trwa już tysiąc lat, że kiedyś bardzo obraziliśmy nasze mroczne bóstwa i teraz płacimy za to. I że ostre koło w tej historii odegra kluczową rolę. 

wtorek, 3 grudnia 2013

Szlachetny dzikus ostrokołowy

Wiecie jak to jest. Myślę że małe rzeczy są podobne do dużych. Są właściwie takie same tylko różni je rozmiar. Atom przypomina układ słoneczny. Los człowieka przypomina los Narodu. Kobiece piersi przypominają góry. Jedne i drugie przyciągają. Siły są te same tylko teatr działań inny. Dlatego obserwując ruchy gwiazd poznajemy samych siebie. 


Bush posłuchał swojego astrologa i poszedł na rower


Ostatnio jaram się wojną francusko idniańską. Tak, to dosyć hipsterski konflikt. Gdzieś dawno temu w lesie. W krainie którą potem zasiedlą twory wyobraźni Lovecrafta.  W związku z tym oglądałem przeróżne przedstawienia indiańskich wojowników.



I tak myślalem że w każdym z nas są jakieś dzikie pierwotne siły. Niekoniecznie głupie. Żyjące bliżej natury, nienauczone kłamać. Jednak podstawą procesu czynienia z dziecka cywilizowanego człowieka jest nauka mówienia nieprawdy. Zapewne płaci się za to niezłą cenę. Taką wojnę  w lasach Nowej Francji kiedyś stoczyli ludzie cywilizowani z dzikusami i podobna wojna jest udziałem każdego z nas. Wpierw świat walczy z dzieckiem a w momencie wykształcenia odpowiedniej samokontroli już wojnę prowadzi każdy na własną rękę ze swoim własnym wewnętrznym dzikim w bujnym lesie własnej głowy. Chyba że wychowałeś się w komunie grzybiarzy gdzieś w Appalachach.  A internet odbierasz przez drzewo. Wtedy pozdrawiam.



I w tym momencie na scenę wkracza skidem Tru Fixed Rajder.  Kultura ostrego koła dojechała już widocznie do tego momentu w którym  wyprojektowała z siebie coś co kiedyś nazwano Szlachetnym Dzikusem. Bowiem w pewnym momencie historii, zmanierowani  Europejczycy wymyślili sobie że gdzieś musi istnieć człowiek nieskażony cywilizacją jako odpowiedź na oczywistą degenerację ich własnej kultury. Taki dziki żyłby w harmonii z naturą. Byłby bezinteresowny. niewinny. Zdrowy fizycznie, moralnie odważny oraz obdarzony naturalną inteligencją. Czy Tru Fixed Rajder,  oddany zajawce jak samurai swojemu panu - nie jest ostrokołową wersją odwiecznego ludzkiego wzdychania za przedwcześnie uśmierconą dzikością? Za prawdziwym życiem prawdziwych ludzi? 



I tu się otwierają dwie drogi. Albo faktycznie - Tru Fixed Rajder to nasza własna wersja europejskiego marzenia o Szlachetnym Dzikusie. Albo wcale nie a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe. Więc nie ustawajcie w poszukiwaniach. Idźcie wszyscy na rower a może go spotkacie.