sobota, 13 kwietnia 2013

Dzisiejsza ostrokołowa Sobota to jutrzejsza szosowa Niedziela


Gdy wy śpicie ja jeżdżę na rowerze w różne miejsca by was budzić. Dziś pocisnąłem do siedziby firmy Poręba i dzwonkiem u bram postawiłem dziedzica na nogi. Poręba - dla tych którzy nie wiedzą jest naszym namiestnikiem najlepszych marek ze świata kolarstwa szosowego. Dlatego pojechać do Poręby to prawie jak pojechać do smoka. Takiego który śpi na górze złota i magicznych mieczy. 



Bo karbon to Douchebag's Gold jak to pisał klasyk.  No a mieć na ramie wykute LOOK daje plus 50 do prestiżu. Runiczne naklejki. Pokrętna logika. Już rwałem się do  kierownicy Cinelli Pista - o legendarnej wręcz sztywności ale niestety skończyły się. Jeszcze będą -Smok powiedział. Kupiłem więc cudowny eliksir mający tchnąć nowe życie (pod morderczym ciśnieniem 120PSI w moje szytki). Zobaczymy.




Ze sklepem Poręby jest o tyle śmieszna sprawa że znajduje się trochę pod miastem. Niby w Krakowie a właściwie to tylko umownie jest Kraków. Trzeba tam pocisnąć tzw. Zakopianką  a po drodze jest niezły podjazd. I to jest w jakiś sposób dowcipne że dotarcie do tego sklepu jest już samo w sobie niezłą rozgrzewką. Przypomina mi to taki żart który widziałem w dzieciństwie. Chyba to była jakaś lokalna gazeta a może Uśmiech Numeru który wtedy namiętnie czytywałem. Nawet nie próbuję odszukać dziś w sieci tamtego żartu więc z głowy go oto odtworzyłem:


To jest mniej więcej  tak samo absurdalnie zabawne jak geograficzne położenie siedziby firmy Poręba.


Dziś też rozpocząłem epicki test moich nowych shadesów z LIDL.



Kupiłem je na przecenie za 9 złotych, wyjściowa cena nie była o wiele wyższa. Okulary posiadają dużo certyfikatów i podobno nie przepuszczają szkodliwego promieniowania. In your face profesor Roxor!



Muszę  szczerze przyznać że są lepsze niż moje raybany. Są lżejsze, wygodniejsze i w ogóle mi ich nie żal.

Gdy już szedłem korytarzem lekkostrawnie zmęczony i prowadziłem mój rower pomyślałem że jednak żeby pisać to trzeba jeździć.  Nie wiem czy sam to ruch fizyczny, czy może przepływ prany przez nadi w moich ciele,



 czy też nieodkryty hormon który wydziela prostata masowana delikatnie siodełkiem - czy też może wszystko to naraz stawiało mnie wobec faktu lekkiego i przyjemnego rauszu. Radosne otumanienie jakie odczuwałem idealnie nadawało się do tego by pisać. Witkacy miał w zwyczaju umieszczać skomplikowane objaśnienia na dole rysunków i obrazów.



Na przykład - Nπ4 opium NP3 znaczyłoby - nie palę trzy dni nie piłem cztery i zażyłem opium. Taki miał swój własny system by zakodować informację o stanie psychofizycznym względem używek w momencie tworzenia. Pomyślałem że ja mógłbym napisać np.  Nπ100, 50x17, VoMax 30km, maxHR 200 itd.  Taka wyliczanka byłaby niezłym podpisem. Oto ja. Zmęczony ale szczęśliwy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz