piątek, 12 kwietnia 2013

Niesamowite Przygody Gala Pistafixa - o ostrym kole i magicznych grzybach



Wczoraj otrzymałem zdjęcie takiej kierownicy:



Jest to świetny przykład kierownicy z którą nie należy startować w jutrzejszym kryterium. Ale w naturalny sposób ten obraz odsyła moje myśli ku innym klimatom...


 Pojechałem kiedyś do Berlina na tradycyjny berliński wyścig halloweenowy. Który jest naprawdę tru tradycyjny (trudycyjny) bo w 2007 roku odbywał się po raz piętnasty.



 Pomyślałem wtedy, że warto by za rok przygotować większą ekipę z Polski i postylizować nas na prasłowiańskich pagan wojowników.



 Którzy też kiedyś przyjeżdżali do Germanów na bitwy.



Które to bitwy wtedy były zapewne tym czym dziś są dla nas alleycaty.

Nie pomyślałem tak dlatego bym był fanatykiem i wszechsłowiańskim nudziarzem. Wtedy jeszcze nie byłem. Po prostu przeczytałem w jakieś książce czy gazecie że słowiańscy wojownicy mieli w zwyczaju przed walką odurzać się magicznymi grzybami dzięki czemu nawiązywali bliski kontakt z pierwotnym szałem.I rezerwuarem czystej zdrowej bezrefleksyjnej siły.



Mniejsza o szczegóły techniczne. Na nasz użytek odwołamy się tutaj do przykładu Asteriksa. Jak wiadomo - Asteriks jest poganem pełną gębą. Oddaje cześć całemu panteonowi straszliwym pogańskich bogów. Zwanych przez wyznawców jedynego boga bałwanami albo bożkami.



Ale ponieważ Asteriksa lubimy i szanujemy uznajmy że miał pełne prawo do swojego życia duchowego. Ten dzielny wojownik spożywał napój przygotowywany przez druida Panoramiksa.



Którego wypicie dawało mu nadludzką siłę. Hmm, czy ja już tego gdzieś nie słyszałem w bajce o prasłowianach opitych grzybami?



Kronikarze opisywali przerażenie jakie budzili półnadzy pogańscy Słowianie opici grzybami gdy w szale bitewnym rzucali się na German. Historia wszak pamięta o Berserkach - nordyckich wojownikach walczących bez zbroi i pod przewodnictwem zwierzęcych duchów. To w sumie tak samo jak kurier kontra samochód.



A mi się wtedy wydało to ciekawe. I pomyślałem - a gdyby tak pojechać na alleycat taką (oczywiście ironiczną) grupą rekonstrukcji historycznej? Układało mi się to w głowie w idealny kształt. Pojechać wyścig miejski w szale który mamy zakodowany w głębokich pokładach pamięci, szale wspartym odwieczną symbiozą człowieka z grzybami. Przecież start alleycatu wygląda prawie dokładnie tak samo jak szturm watahy wikingów.












I w ten sposób - jeżeli oczywiście to dobrze pamiętam - pierwszy raz doszło w mojej głowie do  mariażu ostrokołowego szaleństwa z rdzenną duchowością voodoo prasłowiańszczyzny. Co się bardzo ładnie komponowało, szczególnie gdy przyszło mi jechać ciemną nocą morderczy podjazd w krakowskim starym lesie... Świetna kapela, tak swoją drogą: 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz