poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Mistyka Blood&Blues - independent gravel race

Oglądaliście Matrixa? To jest film zawierający parę dobrych myśli. Jest tak taka scena w której ktoś tam wyjaśnia Neo że gdy dopada go uczucie deja vu to znaczy że maszyny coś w tym momencie zmieniają w Matrixie. Ja jestem ostatnio bombardowany takimi uczuciami. Nie ma dnia bym ze zdziwieniem nie uświadamiał sobie że kiedyś dawno śniłem to co się dzieje, to co widzę teraz.



I wiem co się stanie za chwilę i wtedy to się staje. Czuję się jak zwykły turysta wciągnięty w międzywymiarową aferę szpiegowską.



Ksiądz Natanek pewnie powiedziałby  że to działają demoniczne siły które wchłaniam wprost ze starych bluesów. Takich monotonnych, prostych melodii jakie grał Muddy Waters w 1942.



Niech was to jednak nie zmyli. Blues to muzyka wzięta wprost z obrzędów voodoo. Hipnotyzujące i piękne - idealne do pokonywania niezliczonych kilometrów szutrami i szosami. Właśnie wczoraj przypadkiem wybrałem się na taką małą wyprawę. Gdy już wracaliśmy zatrzymałem się na moment i zrobiło się tak cicho, bo jednak szytka przełajowa szumi. I zrobiło się cicho, pusto. Słońce świeciło, wiatr chłodził, nogi drżały a czarownik Muddy Waters śpiewał swojego bluesa . Robi to jakby był syberyjskim szamanem który mrucząc pod nosem wchodzi w świat duchów...

Zabrałem się w torbę od aparatu. Leciwy już Panasonic jest trochę za ciężki i nieporęczny ale pozwolę mu dożyć ostatnich chwil. Może na samym końcu w akcie miłosierdzia pierdolnę nim o ścianę. Oczywiście wolałbym coś lekkiego. Do tego wielonarzędzie Park Toola które jest świetne. Coś do pisania, papier i muzykę. To wszystko.




Gdy dojeżdżałem do miasta zobaczyłem długowłosą dziewczynę w okularach na rowerze - symbol szczęścia.



Po drodze znów rozwaliłem palec na cynglu od biegów więc było dokładnie tak jak w tytule. Prasłowiańska Mistyka Blood&Blues, spełniona przepowiednia.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz