poniedziałek, 30 grudnia 2013

Paski są ale ramy nie ma

Grzebiąc w domowych starociach (ulubiony sport świąteczny) znalazłem okładkę którą zrobiłem dla Velo kilka lat temu.



Ten projekt początkowo nazywał się Pista Market i był moim komentarzem krytycznym na to jak ostre koło zostało gładko urynkowione. Spodobał się w Velo i kupili go na okładkę i przez kilka lat potem te paski mogliście oglądać w różnych miejscach np. na ich stronie internetowej. Teraz już ich nie ma, są inne ładne projekty od kogoś innego. Paski tymczasem pojawiły się w salonach Vision Express. Oczywiście nie wierzę w coś więcej niż czysty przypadek. Ale o ile u Velo to miało ten głęboki sens - bo kolory mistrza świata wpisane w kod kreskowy o tyle u Optyka to już tylko nic nie znaczące kolorki. Tym piękniej wypełniają program przypadkowego desemantico.


Wtedy był czas takich moich dość bliskich związków z Velo. Niestety poza paskami nic więcej się nie urodziło chociaż trochę tych projektów było. Najciekawszym była chyba marka ostrokołowa ze swoim sztandarowym produktem czyli ramą którą zaprojektowałem. Sprzedawaną w tysiącach. Ach. Co to by był za bal. 

Mam coś takiego że moje poprzednie projekty ram wygrywały London Calling


Lubię myśleć że zadecydowało coś więcej niż przypadek. Chociaż czysty przypadek też nie byłby taki zły.


Pomyślałem sobie że taka rama z głębi mojej oddanej Piście jaźni mogłaby stać się istną bronią masowego rażenia. Dostępna w przystępnej cenie, o bluźnierczych noneuklidesowych kątach. Czysty duch krakowskiego mesjanizmu ostrokołowego zwiastowany w świeże ostrokołowe umysły, odczytany podświadomie z zachowania roweru. Rama wychowuje, zachęca do takiego a nie innego stylu jazdy. Popycha do gwałtownych manewrów, ponagla do sprintu. Kieruje myśli w rejony niedostępne, zmienia optykę. 

Tak sobie myślałem. A potem przypomniałem sobie że nasze niewinne zabawy magiczno mesjańskie mogły spowodować całe zamieszanie w Smoleńsku. To nic pewnego, ale pewne zbiegi okoliczność, coincidance (albo coin's - dance )


dają do myślenia i sugerują rozważną ostrożność. Timothy Leary też uległ złudzeniu że powszechne rozdawanie ludziom psychodelików zmieni od razu świat na lepsze. A potem była banda Mansona i prześladowania rządowe. Może magiczna rama dla mas nie była wcale dobrym pomysłem?

To jest jedna strona monety, jedna interpretacja tego co było. Druga to taka że mamy do czynienia z czystym polactwem. Z tym od czego Szymonbike uciekł do Calpe, jak najdalej stąd. Może rozbiliłem się o jakąś niewidzialną górę lodową o nazwie Polska?


Bo w sumie to moja wina była. Z jakiegoś powodu jak psychopatyczny rodzic postanowiłem udusić własny projekt i wpakować do beczki z kapustą. Albo - z innej strony patrząc - jak Lee Perry spalić własne studio? Już sam nie wiem. Ale wizja alternatywnej historii z tamtą ramą na polskiej ulicy to lepsze ćwiczenie wyobraźni niż wymyślanie kolejnych wersji odpowiedzi na pytanie dlaczego nie wyszło. Fajnie wiedzieć że było blisko. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz