piątek, 16 sierpnia 2013

GIANT ONCE OCR 7 - historia jednego roweru

Ten rower to kawał historii. Nie ma co ukrywać. W tym roku mija dziesięć lat od momentu gdy wyjechałem nim ze sklepu.  Niedługo potem wiozłem na nim moją pierwszą torówkę. Cóż, miałem to niebywałe szczęście że pierwszy raz gdy jechałem na ostrym - to było to moje ostre. Niby drobiazg.

To na Dżajancie jachałem przez takie o polskie zwykłe miasteczko z którego ucieka się zaraz po maturze gdy przyzwał mnie niejaki Dee.  Stał ze swoją olimpijską zieloną Serottą pod Empikiem. Zwiastowanie. Say ftang for the track bike madness.

 

To wydarzenie zostało upamiętnione w lokalnej prasie gdzie Dżajant stoi na pierwszym planie a Mike z tyłu.


Potem na żółtym Dżajancie (umówmy się na taką pisownię) uciekałem z zajęć na szosę. To na Dżajancie Agata popadła w swój oniryczny - radiestezyjny taniec jadąc przez krakowskie Planty. Ta zagadkowa jazda zakończona upadkiem - wyznaczyła dokładnie położenie czakramu ostrokołowego dziś znanego jako Boj. To tak na wypadek gdyby ktoś się kiedyś zastanawiał  dlaczego Boj? Odpowiedź zna tylko Agata , Boj i Dżajant.


Dżajant przeleżał czas gdy byłem w Londynie na strychu u Św. Jana. Wcześniej dokonałem ekstrakcji widelca który przeszedł do roweru Kuby. Widelec możecie podziwiać na zdjęciu które wygrało Cyklofotografię 2012. 


Zanim jednak widelec trafił do Kuby jeździł w którymś tam z kolei ostrym który w prywatnej mojej systematyzacji nazywam Channel.

 

 Już z nowym widelcem Dżajant w wersji super single speed wziął udział w pierwszych zawodach na torze w Tyńcu.



 

 Wyjęcie widelca było istnym otwarciem Puszki Pandory. Spowodowało rozpoczęcie kilkuletniego okresu rozpadu i innych nieszczęść technicznych dla Dżajanta. Z perspektywy czasu żałuję tego ruchu. Z drugiej strony, może kiedyś Dżajant otrzyma zasłużony karbon ( 1 cal). Także doświadczenie które uzyskałem zmagajac się z przeciwnościami jest bezcenne.

Rower wpierw trafił na warsztat do Jana Meli. Potem się okazało że Jan Mela,  były trener kadry jest perwerem i na tyłach sklepu ma salę tortur dla rowerów. Wzdrygam się na samą myśl o tym co przechodził tam ten szlachetny Dżajant w katownii. Jestem pewien że nie wyjawił żadnego z sekretów Ducze.

Dziś już tamte wydarzenia są na szczęście historią. Rama z nowym widelcem długo leżały w garażu, pozostały osprzęt zasilił cyclocross/gravel racera. Ale postanowiłem zebrać siły, przeszukać szuflady i tchnąć nowe życie w ten papieski rower. Tak też się stało. Co więc mamy?


Mamy najpiękniejszą z najtańszych seryjnych ram szosowych. Na dolnej rurze jest nawet znaczek ekipy kolarskiej ONCE. Samo to że loteria dla niewidomych sponsoruje drużynę kolarską, samo to jest miłe. To była trochę inna era kolarstwa co łatwo zauważycie na zdjęciach.



Oto Dżajant jaki stoi teraz pod ścianą.

 

Kilka dni temu graliśmy w karty i jakoś tak przy stole rozgadałem się. Wpierw prowokacyjnie a od niechcenia powiedziałem  a wiecie że to siodełko to siodełko dziewczyny z którą kiedyś chodziłem?  A że przy stole siedziała kobieta żywo zainteresowana takimi historiami z mojego życia, haczyk został połknięty.

 

Agata która wykryła czakram  z Beatą do której należało siodełko

Tylne koło jest na szytkę, Mavic GP 4.  Piastę dostałem za torbę kurierską AfriCola/BagJack  z którą to torbą jeździ teraz Veganski i nie chce mi jej oddać. I nie odda, bo to najlepsza torba na świecie, moja pierwsza. Z tym że przeklęta. Osobna historia. Szytkę dostałem za darmo.

Przednie koło to ten Fondriest którego Zło kupił od Jerzego, a następnie w ramach księżycowej ekonomii przekazał Filipowi. Nie pamiętam momentu w którym to koło zaczęło przesiadywać u mnie. Na kole zaś opona należąca do byłego chłopaka dziewczyny która siedziała przy stole i zastanawiała się czy to że jeżdżę na tamtej siodełku to już coś znaczy czy jeszcze nie.

Kokpit został przeszczepiony z mojego dedykowanego gravel racera, wiecie, kompaktowa kierownica jest jak biała poszetka i szampan. Wszystko wygląda lepiej gdy założyć do tego kompaktową kierownicę. Piękna perforowana biała owijka Dedy jest czymś co podnosi rangę wydarzenia. A do tego klaki Sora. Udaję że nie widzę. Mrużę oczy i widzę już karbon który w końcu nastąpi.



Tylna przerzutka Sory pozbawiona naklejki i wypolerowana lśni miło. Taki ghetto-Dura Ace. Do tego przednia przerzutka - Ultegra bez luzów, korby no name i hamulce - nowe 105 sprzed kilku lat. Miła mieszanka części, rower sprawuje się dobrze. Na razie gra rolę mojej daczy która czeka tutaj aż nastaną wakacje czy inne święta. Może dochodzi do siebie po tym co przeżył w serwisie u Meli? Wiadomo, niektóre przedmioty leżały tysiąc lat w piasku Besarabii zanim nastał ich czas. Podobnie jest chyba z Dżajantem. Już teraz działa lepiej niż w dniu zakupów. Zamiast ciężkiego koła AlexRims - legendarne GP4. To już coś, no nie?  Jak wzór mam przed oczyma coś takiego:

Mam nadzieję, że gdy po tysiącach kilometrów rama się rozleci - znajdę topowego Dżajanta którego mój jest repliką. Ten rower jest po trochu kluczem a po trochu kotwicą. Pamięta momenty szczególne, jest jak planeta - archetypowy. Ostatnie spojrzenie i do zobaczenia na szczycie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz