wtorek, 13 sierpnia 2013

Ben Serotta

Mój świat (bo nie wiem jak u was) wymaga co jakiś czas ratowania. Nie są to epickie bitwy ze Złem (Dobrem?) ale doraźne naprawy, improwizacja do której jestem pchnięty naturalnym odruchem. Są to takie różne drobne zabiegi na słowach i ideach. Taki przykład. Żyłem wychowany w katolicyzmie, ateizm mi jakoś nie leżał bo za dużo miałem takich doświadczeń które wymagały po prostu opisania przy pomocy języka religijnego. I tak od prowizorki do prowizorki aż trafiłem na sprawę prasłowiańską. Niepostrzeżenie, gdy siedziałem myślami w XIX wieku, w tamtejszej poezji i mistyce przez które to podróżowałem na ostrym kole z zamkniętymi oczami, odezwało się coś co przerosło paradygmat rzymskokatolicki. Ba, nawet chrześcijański. Odbiło się echem od Bhagavadgity i już nie było czego zbierać. Duchowość jest trochę jak matematyka. Tylko trochę. Ale możesz się uczyć liczyć np. na żydowskich królach, na płonących wrogach Jahwe. Ale możesz też na szlachetnych kszatrijach i na obrotach koła dharmy. Niby to samo. Tylko trochę.


 Ostre koło stało się moim nowym językiem pojęć religijnych, z tą różnicą że tu miałem pełną dowolność. Taką samą jaką ma każdy twórca religii którego nie ograniczają żadne przyjęte zasady gry. Bo przychodzi po to by tą nową grę stworzyć. Dać ją ludziom, albo sobie samemu co się zgadza z tym pięknym paradygmatem samowystarczalności. I tu taka mała dygresja. Bo samowystarczalność kojarzy mi się ostatnio z poszukiwaczami złota i pionierskimi czasami Ameryki Północnej. Generalnie, te przestrzeni przebywam wyobraźnią, tam mnie możecie spotkać na moich darmowych szytkach jak cisnę gravel race niewidoczny dla brodaczy żujących dynamit. I stąd się wzięła moja sympatia, atencja, zwał jak zwał - dla marki Serotta. Tak, od dłuższego czasu marzył mi się taki rower. Amerykańska Serotta, torowa. Albo przełajowa, to już mniej ważne. Po co mi rower torowy skoro nie jeżdżę na torze? A po co Szymon siedział na słupie? Nie, nie chodzi mi o Szymonbajka. Choć Szymon Słupnik też pozostawił coś w rodzaju bloga, w końcu rozmawiając z diabłami człowiek w końcu musi mieć coś do powiedzenia ciekawego.


Słup nie słup, byle była Serotta. I tak miało być a tymczasem Bena Serottę wylali z firmy Serotta, zwolnili. I teraz już nie wiem bo sytuacja jest Leśmianowska. Kto kogo zabija, kto winien. Bóg pawia czy paw Boga? To tak samo jakby Orłowskiego zwolnili z firmy Orłowski. Mój świat wymaga wulkanizacji. Kolnej darmowej szytki albo mówiąc językiem religijnym - nowego objawienia.



I na przykład katolik nie ma z tym problemu.  Bo z katolicyzmem (przy całej mojej sympatii) jest trochę jak w tym dowcipie z PRLu -

-dzieci, kto jest waszym ulubionym bohaterem literackim i dlaczego właśnie Lenin.

Został nam narzucony siłą? Przecież dla naszego dobra to się stało, wcześniej byliśmy dzikusami, barbarzyńcami, poganami. Że wcześniej rządziliśmy się sami, że imiona naszych bogów pochodziły z sanskrytu, że Bhagawadgita jest starsza i na wyższym poziomie kulturowym (obiektywnie) niż Biblia? Ale przecież oni wyznają jakieś bałwany a nie jedynego króla Izraela. itd itp.

Wiecie co, jest taki sposób na schowanie czegoś polegający na perfidnym wyeksponowaniu tego.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz