Tak na serio. Wiecie przecież dobrze że były takie czasy gdy byłem jedynym ostrokołowcem na świecie. I w dzisiejszej rzeczywistości czuję się jak gość ze średniowiecza przeniesiony w XXI wiek. Szok mnie nie opuszcza.
Stąd moje archaiczne nieco obrazowanie. Jadę sobie ostrym kołem, próbuję nie zauważać współczesności. Komunistów na ostrych kołach. A tu nagle pusto w Piście. Darmowa szytka - przebita. Trud skończony. Szukam patrzę - a w kole tkwi drzazga z krzyża pańskiego. A relikwiarz rozbity leży pół pisty dalej. I ten śmiech znów ze stodoły mojego umysłu.
Znacie ten stary dowcip o tych drzazgach? Że w apogeum mody na relikwie krążyło tyle tego drewna z krzyża że można by było spokojnie wybudować z nich żaglowiec. Oczywiście, rozumiemy że to jest tylko figure of speech tak samo zresztą jak wszystkie religie. Jak to się mówi - tak się tylko mówi.
Tak samo miałem z tym ostrym kołem. Były ramy i piasty, gdzieś ukryte skarby. Ktoś znalazł - dla niego trud już skończony! Nie było ostrokołowców, tzn byli - jak drzazgi z krzyża. W relikwie swych rowerów pojęci przemierzali miasta w autoironicznych adoracjach czyniąc cuda i ludzie rzucali wszystko i szli za nimi. A potem się zrobiła moda, bo zawsze na końcu się robi moda i drzazgi zalały miasta. A potem ludzie je zaczęli wyrzucać i złowiłem właśnie jedną w Pistę.
Nie nie złowiłem, to jest tylko figure of speech ale ciągnę dalej. Szok mnie nie opuszcza i tak już zostanie. Nie wiem czy to dobrze czy to źle. Jestem człowiekiem z innych czasów, z czasów w których byłem tylko ja sam a potem pojawił się rower i zobaczyłem że to jest dobre. A potem jak wampir stworzyłem sobie towarzystwo by moja wieczność nie była samotnią a teraz mam wyrzuty sumienia. I drzazgę w Piscie.
Lubię XIX wieczną filozofię nieświadomości. I początki XX wieku. Mógłbym tak pisać i pisać ale podobno przez Polskę ciągnie straszliwy walec pogaństwa więc lecę na balkon witać wyzwolicieli a was zostawiam z piosenką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz