czwartek, 15 sierpnia 2013

Czy wolno śmiać się z kultury rowerowej?

 Długo uważałem że nie można się nabijać z kultury rowerowej. To kolejna poszlaka na rzecz tego że moje myślenie o rowerach, a pewnie też myślenie paru innych osób nosi znamiona zjawiska religijnego. Jak się ma religię to się nie dopuszcza obśmiewania jej.

 

Bo religia jest fundamentem tożsamości a nie piłuje się gałęzi na której się siedzi. A humor to jakaś przeklęta diabelska siła.  Te najstraszniejsze bóstwa które potem długo i solidnie trzeba (?) egzorcyzmować to trickstery właśnie. Bart Simpson był tricksterem.

Ja uważałem że z rowerzystów nabijają się głównie przedstawiciele nazwijmy to - betonu samochodowego.Że jest to zawsze głupi śmiech, szydercze rżenie. Bo rower to przecież konieczność dziejowa a z konieczności dziejowej nie można się śmiać. Można uprawiać inteligenty dowcip, oczywiście. Od biedy, połowa filozofii dziejów to rodzaj absurdalnego humoru.

Pogrążałem się w takich rozmyślaniach próbując pogodzić starożytną filozofię z objawieniem Pisty gdy takie prosty rysunek rozjebał mi system. Spadłem z krzesła gdzie byłem i śmiałem się.




 Jak dobre to jest... Jakie prawdziwe. Posiada nawet intertekstualne odwołanie do filmu Spokes. 


A bicycle team...a deserted barn... a forbidden sexual initiation...a mysterious intruder...a wild, non-stop orgy...an experience that will leave you breathless!

Więc teraz siłą rzeczy gdy widzę na fejsbuku że ktoś organizuje social ride to - choć nie chcę i się bronię przed tym - to wyobraźnia podsuwa mi obraz moich znajomych którzy ledwo tylko wyjadą za miasto ściągają ciuchy i oddają się classic gay condomless bikefitting. I jest to wizja tak absurdalna i nonsensowna że żadne nadęcie nie wytrzymuje konfrontacji. Bo Pista nie znosi próżni.

Jest też serial Portlandia który oglądam - polecam. Krótkie scenki, dwoje aktorów. Ironicznie odmalowane Portland i oczywiście bystra obserwacja kultury rowerowej.


 Wypadałoby napisać teraz coś mądrego, final though  w stylu Jerrego Springera. Że chociaż się czasem śmiejemy z kultury rowerowej to nie wolno zapominać że zmienia ona oblicze miast, zmienia ludzi a ostre koło jest królewską drogą do nieświadomości. Może i tak jest. A może to tylko banda gości którzy gdy tylko gdy nikt nie patrzy grzmocą się w stodole za miastem ciągając się za skarpetki a potem przy kawie komentują stylówę mijajacych ich mastersów, którzy na to wszystko mają bezcenne spojrzenie?

Tymczasem, there’s a movement of a younger demographic of hunters that may find a non-motorized option appealing.    To musiałoby by być dopiero ciekawe.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz