sobota, 21 marca 2009

niedziela

Nie moge sie pozbyć myśli że dziś jest niedziela. ciągle mówie sobie w głowie - dziś jest niedziela dziś jest niedziela.

xx

pierwszy dzień bez kurewskiego śniegu. najwyższy czas, panie boże.

xx

wpierw pojechałem do el patrona. el patrona jest osobistym sekretarzem wcielonego w jamnika mussoliniego, wynalazcy musli (ave Przemo!). jamnik benito sprawuje srogi dyktat podziemnej asłownikowej organizacji DUCE. chwile spędzone z nim umacniają mnie i jak to sie mówi, formacja intelektualna tak?


benito jest żywo zainteresowany nowinkami technicznymi i jako dyktator lubi wszystko nadzorować osobiscie. tu nadzoruje spinanie buta kolarskiego u swego asystenta.


benito lubi też lizać podłoge ale ma swoje lata i jako wielki duch bywa ekscentryczny. po cichu sądzimy że to nie czasy dla niego, że wyprzedza epoke ale te myśli sabotują nasze umysły troche bo epoka to my. to trudne.

nasyciwszy sie duchem pojechalismy do parku jordana gdzie jest przynajmniej jedna rzezba dauna, taki rzezbiarz ironista. tak hippisi nadupcali sie na rowerach. nadupcali sie nadupcali a konca nie było widać. połowa sie nadupcała a druga połowa robiła zdjecia.


była tak piosenka "idz przodem stary"

ale były też chwile gdy przypominało mi to gry bitewne spod znaku warhammera, drogich figurek i genialnych grafik na pudełkach z tymiszże.


był tez megafonista ale megafon nie działał. albo ja nie rezonowałem.


tóż obok była bibka bembniarzy którzy bębnią na zawołanie. nasyciwszy się lewicą i nju ejdżem uchwyciliśmy nasze umysły w szczypce ciał i umknęliśmy na boja. ktoś na boju napisał niedawno "zdrajca" i narysował gwiazde dawida. boj zdradzil żydów? żydzi zdradzili boja?
ktoś inny potem to zmazał a potem myśmy przyjechali a słońce swieciło.
zaczelismy od reprezentacji jotpe.


potem były skidy bez rąk

a potem sekretarz dyktatora, el patron, DUCE F w jednej osobie zaczął lewitować (efekt uboczny lewicowości)



gdy skończyła mu się mana przyjechał DUCE J


i postanowilismy uderzyć na hippisów. tymczasem oni zakonczyli spory, jakas dziewczyna stracila nos w walce i wszyscy czekali na barszcz. wszyscy co zostali bo czesc powiedziala ze pierdoli barszcz i sobie poszła. i to jest pewna prawda o człowieku i rewolucji.


zobaczylismy tam psa, jamniko boksera, my lubimy jamniki. ten troche wygladal jak dusza uwieziona w ciele. jednak to nie fer. teraz tak myśle. to ciekawe, czy on rozumie komedie swego losu tak jak my to widzimy?



a potem dzierladka jechała na aerospołkach na hulajnodze

a potem skończyła się niedziela.







dasd

7 komentarzy:

  1. mój drogi.
    bardzo to wszystko ładne.
    nie chciałbym żebyś kiedyś przestał pisać bo nikt nie komentuje.
    pisz dla mnie.
    dla mnie.
    ja też nie bede komentowal pewnie bo to glupie.
    ale czytal bede milo sie czyta.

    OdpowiedzUsuń
  2. to w ramach wyrażania poparcia też skomentuję i poproszę o nieprzestawanie.
    ps.te posty to mi jakoś...strumień świadomości nasuwają na myśl.tylko nieukierunkowany.dziki.jak w krynicy.

    OdpowiedzUsuń
  3. etam
    ja tez czytam
    wiecej czyta

    OdpowiedzUsuń
  4. dziękuje , pisanie wychodzi samo ale świadomość że ktoś to czyta i że chce to czytać to wspaniałe uczucie. całkowicie odrębne i ponad uczuciem napisania dobrego tekstu. ave czytelnicy

    OdpowiedzUsuń
  5. Najlepszy fixed blog ever :)

    OdpowiedzUsuń
  6. no rządzisz po prostu :P
    łza się w oku kręci (na ostro) na wspomnienie tego wspaniałego popołudnia
    barszcz z jamników dobry był? bo też powiedziałam cześć (mimo posiadania nosa)

    OdpowiedzUsuń
  7. Trochę późno to czytam, jednak bawi niesamowicie. Pozostaje mieć nadzieje ,że pies nie rozumie swojej tragedii losu - w końcu kto by chciał ;)

    OdpowiedzUsuń