dziś jechałem przez miasto i dużo rzeczy ułożyło mi się w jedną opowieść ale opowiem ją wam kiedyś. gdy jeszcze bardziej się ułoży. tymczasem mam nadzieje że jeteście szczęśliwi, zostańcie w fotelach i nie zamykajcie oczu. chwila przerwy
dla relaksu, łamigłówka. zgadnijcie o czym mówi autor tych słów? (znacie odpowiedz)
Powaga istnienia, odpowiedzialność wobec innych, radość istnienia i wdzięczność wobec Boga giną w tej pustce jak w czarnej dziurze, pochłaniane przez nihilizm i cynizm, obśmiewający profanicznie wszelkie wartości.
wtorek, 31 marca 2009
window shoper
więc sprawa podwójna. bo raz że wczoraj sie kończył konkurs na witryne sklepu kawiarni butiku nawiązującą do mistrzostw świata w pruszkowie. nagroda jest oficjalny rower mistrzostw, jakiś unikat. może to makrokesz pomalowany w biel i czerwień a może to giant na mawikach. rozstrzygnięcie pierwszego kwietnia. jak to na giełdzie.
z całą moca doszło to domnie ok 2o minut przed północą dnia ostatniego. nie mam sklepu ani kawiarni ale tu nie chodzi o to. nie o wuwuwu, kiedyś witryna mówiło sie na wystawe i nie wystawe jak w galerii ale taką jak w mięsnym albo obuwniczym. na wystawie mogło być czupiradło z łomem jako manekin bo tak też bywało. więc tym razem chodziło o mistrzostwa.
rzuciłem sie w akcje. sklepu nie otworze w piec ani dzieseic minut wiec prowizorium zdane. zdjecia pojechały minute po północy według jahu ale ja wierze w cuda. to raz. a dwa że poprostu ożywiłem wieczór na chwile by i tak za chwile utonąć do końca.
rzuciłem sie w akcje. sklepu nie otworze w piec ani dzieseic minut wiec prowizorium zdane. zdjecia pojechały minute po północy według jahu ale ja wierze w cuda. to raz. a dwa że poprostu ożywiłem wieczór na chwile by i tak za chwile utonąć do końca.
w końcu mamy koncpetualizm no nie?
a dwa to to że do sklepu jacka spade który opierdala torby dołączył się rapha i Landmark Vintage Bikes i te trzy połaczyło sie w jedno,
bo tak to juz bywa. i mamy teraz sklep w którym są tytanowe rowery z karbonowymi błotnikami, torby i starszy mechanik Jimbo który siedzi w sklepie dwa dni w tygodniu, jest 71-lata-stary i nastroi Twój rower aż nieuwierzysz. a potem kupisz se tytana z karbonowymi błotnikami, albo tylko popatrzysz
a gdzies za rogiem jest sobie sklep Marca.
a tu macie tekst o jack&jimbo z vanity fair, pisma co do którego nie potrafie się ustosunkować. i w tym tekście zdjęcia macie, tylko sie nie pogubcie.
a tak jak już w nowym jorku jesteśmy, to nie wiem czy wiecie ale jeżdzenie z podwiniętą nogawką jest pase a może nawet grzechem. mysle że gdy rozwiniemy się tak finansowo itd jak socjeta jorku wtedy nasza wrazliwość rozbuha się aż tak że zaczniemy dostrzegać gatunkowy niesmak podwiniętej nogawki. narazie hołduje pankroklassic. ktoś się tam jednak zapędził z tą przedsiębiorczością.
poniedziałek, 30 marca 2009
jeżeli tvn ssie to co nie ssie?
na to pytanie musisz sobie sam odpowiedzieć.
ale wracając do jamników, wiem że wielu z was nie rozumie co ma jamnik (hebr. kelew tachasz) wspólnego z ostrym kołem. ma to, że jako arche sprawuje dyktat DUCE , a DUCE jest kopalnią istoty ostrego koła, my każdy dzień rozpoczynamy od epoché.
wiem że trudno to zrozumiec na pierwszy raz, ale mam tu coś co wam napewno pomoże
ave
ale wracając do jamników, wiem że wielu z was nie rozumie co ma jamnik (hebr. kelew tachasz) wspólnego z ostrym kołem. ma to, że jako arche sprawuje dyktat DUCE , a DUCE jest kopalnią istoty ostrego koła, my każdy dzień rozpoczynamy od epoché.
wiem że trudno to zrozumiec na pierwszy raz, ale mam tu coś co wam napewno pomoże
ave
niedziela, 29 marca 2009
bike snobblog NY
i może to świetny moment by powiedzieć że jest jeden blog jeszcze.
bikesnobnyc.blogspot.com
i to się czyta świetnie, być może najlepszy blog ostrokołowy na świecie niekatalogowy, bo katalogowe to zupełnie inna kategoria.
bikesnobnyc.blogspot.com
i to się czyta świetnie, być może najlepszy blog ostrokołowy na świecie niekatalogowy, bo katalogowe to zupełnie inna kategoria.
blog dejwa
znalazłem bloga, nie bede pisał z niego dowcipów i udawał że to moje.
dejv moulton jest eks budowniczym ram, jego ramy jezdzily w turze, olimpiadzie i na mistrzostwach. przynajmniej tak twierdzi a nie sądze by był jakimś popapranym mitomanem bo blog jest w porządku. chyba że siedzi i przepisuje z netu. sami oceńcie.
dejv moulton jest eks budowniczym ram, jego ramy jezdzily w turze, olimpiadzie i na mistrzostwach. przynajmniej tak twierdzi a nie sądze by był jakimś popapranym mitomanem bo blog jest w porządku. chyba że siedzi i przepisuje z netu. sami oceńcie.
sobota, 28 marca 2009
wieczór wielotematyczny
wiadomości / odebrane / nieodebrane
dziś wyszumiałem sie na internecie. roman dmowski, ten patriota o błysku szaleństwa w oczach
powiedział kilka mądrych rzeczy ale historyjka dopiero na koniec.
więc po pierwsze znalazłem pana, i na ile rozumiem włoski to ten pan konkretnie napiera pilnikiem po mufach.
z efektem .
dziś przypadkiem znalazłem sie na liscie dyskutujacej o butach. takich jak młodzież teraz nosi nie mam pojecia jak to nazwac. no takie trampki duże.
i był tam wątek badający czy nosić języki na wierzchu czy raczej nie. i jeden powiedział ze prawy but na wierzchu a lewy nie. bo inaczej to już pozerstwo (!) mówił całkowicie prawdziwie i z serca.
mysle że to jak wszystkie te reguły społeczne, te które pędza pot na skurze młodych menadzerów co nie wiedzą jakim zginaczem nadgarstka uścisnąć dłoń kobiecie która jest kobietą, młodszą, niżej w hierarchi ale ma męża wyżej.
i jak tu sie witać? jak kłaniać? jak żegnać?
cały ten sawławiwr powstał w takich rozmowach, taki sam ma to sens nieraz jak "gdzie trzymać język buta." ma to sie tak do kultury jak chodzenie do kościoła do boga. niby trzeba chodzić ale gdzie jest bóg?
i z tego forum trafiłem na temat malowania po butach a potem trafiłem na strone biura malowania po rzeczach. i pomalowałi nitto i velositi i rame i kask też pomalowali.
www.deathspraycustom.com
znalazłem tez jeden nieortodoksyjny rower
jeden piękny
i jeden drogi
a co do dmowskiego, to kiedyś była wojna japońsko-rosyjska a wszyscy sie jarali by zrobić legiony polskie. no to piłsudski mysli - dogadam sie z japończykami by polscy dezerterzy z armii rosyjskiej byli uzbrajani i szli ramie w rami z japończykami na rosjan. ale dmowski sie dowiedzial, a dmowski wolał rosjan niz niemcow. i popierdolil do japonii na kucyku i mówi do cesarza - tu zaraz przyjedzie taki z wąsami, wy go nie słuchajcie bo to watażka i niegodny zaufania.
i piłsudski potem przyjechal i lipa z legionów wyszła w japonii. a taką byśmy mieli karte historii piękną że polski żołnierz bił sie z rosją u boku japończyka.
a na koniec cytat z dmowskiego, niby nic o ostrym kole..
Człowiek dla samego siebie jest o wiele więcej skomplikowaną i o wiele trudniejszą do wytłumaczenia istotą niż dla innych, bo ma przed sobą cały świat wewnętrzny, dla tych innych niedostrzegalny i tym samym poniekąd nie istniejący. Gubimy się we własnej duszy, nie umiejąc ani określenia, ani nazwy znaleźć dla rozmaitych jej składników, nie wiedząc, że w jej głębi drzemią instynkty zdolne w odpowiedniej chwili nad całym naszym jestestwem zapanować. I czasami jeden fakt, jedno spostrzeżenie w wewnętrznym świecie jak błyskawica oświetla wnętrze naszej własnej duszy, pozwala nam dojrzeć w niej pierwiastki, o których nigdyśmy nie myśleli i istnienia ich nigdy nie przypuszczali.
Desemantico
Ultra
Cycliste
Eleganti
i narazie tyle wystarczy.
dziś wyszumiałem sie na internecie. roman dmowski, ten patriota o błysku szaleństwa w oczach
powiedział kilka mądrych rzeczy ale historyjka dopiero na koniec.
więc po pierwsze znalazłem pana, i na ile rozumiem włoski to ten pan konkretnie napiera pilnikiem po mufach.
z efektem .
dziś przypadkiem znalazłem sie na liscie dyskutujacej o butach. takich jak młodzież teraz nosi nie mam pojecia jak to nazwac. no takie trampki duże.
i był tam wątek badający czy nosić języki na wierzchu czy raczej nie. i jeden powiedział ze prawy but na wierzchu a lewy nie. bo inaczej to już pozerstwo (!) mówił całkowicie prawdziwie i z serca.
mysle że to jak wszystkie te reguły społeczne, te które pędza pot na skurze młodych menadzerów co nie wiedzą jakim zginaczem nadgarstka uścisnąć dłoń kobiecie która jest kobietą, młodszą, niżej w hierarchi ale ma męża wyżej.
i jak tu sie witać? jak kłaniać? jak żegnać?
cały ten sawławiwr powstał w takich rozmowach, taki sam ma to sens nieraz jak "gdzie trzymać język buta." ma to sie tak do kultury jak chodzenie do kościoła do boga. niby trzeba chodzić ale gdzie jest bóg?
i z tego forum trafiłem na temat malowania po butach a potem trafiłem na strone biura malowania po rzeczach. i pomalowałi nitto i velositi i rame i kask też pomalowali.
www.deathspraycustom.com
znalazłem tez jeden nieortodoksyjny rower
jeden piękny
i jeden drogi
a co do dmowskiego, to kiedyś była wojna japońsko-rosyjska a wszyscy sie jarali by zrobić legiony polskie. no to piłsudski mysli - dogadam sie z japończykami by polscy dezerterzy z armii rosyjskiej byli uzbrajani i szli ramie w rami z japończykami na rosjan. ale dmowski sie dowiedzial, a dmowski wolał rosjan niz niemcow. i popierdolil do japonii na kucyku i mówi do cesarza - tu zaraz przyjedzie taki z wąsami, wy go nie słuchajcie bo to watażka i niegodny zaufania.
i piłsudski potem przyjechal i lipa z legionów wyszła w japonii. a taką byśmy mieli karte historii piękną że polski żołnierz bił sie z rosją u boku japończyka.
a na koniec cytat z dmowskiego, niby nic o ostrym kole..
Człowiek dla samego siebie jest o wiele więcej skomplikowaną i o wiele trudniejszą do wytłumaczenia istotą niż dla innych, bo ma przed sobą cały świat wewnętrzny, dla tych innych niedostrzegalny i tym samym poniekąd nie istniejący. Gubimy się we własnej duszy, nie umiejąc ani określenia, ani nazwy znaleźć dla rozmaitych jej składników, nie wiedząc, że w jej głębi drzemią instynkty zdolne w odpowiedniej chwili nad całym naszym jestestwem zapanować. I czasami jeden fakt, jedno spostrzeżenie w wewnętrznym świecie jak błyskawica oświetla wnętrze naszej własnej duszy, pozwala nam dojrzeć w niej pierwiastki, o których nigdyśmy nie myśleli i istnienia ich nigdy nie przypuszczali.
- Źródło: Podstawy Polityki Polskiej (drukowane w Przeglądzie Wszechpolskim w 1905 r., a następnie w trzecim wydaniu Myśli nowoczesnego Polaka, r. 1907)
Desemantico
Ultra
Cycliste
Eleganti
i narazie tyle wystarczy.
jedna stójka wiosny nie czyni
spotkałem pana który udaje ptaka.
dziś to jeden z tych dni gdy zdarzy się bardzo dużo albo kompletnie nic. tak myślałem stojąc na grodzkiej przed sklepem dla metali i myślałem zresztą wiele a teraz spójrz, nic z tego nie mam.
miałem przygotowane już struktury, forme. wystarczyło jedynie wypełnić je prawdą.
jajko kolumba. nie idz tam bo tam sie kończy świat i spadniesz. buk był przewrotny stwarzając istnienie. dlaczego większość ludzi biega w kółko panikując a tylko jeden umie zapalić światło?
i szedł jamnik. jamnik za jamnikiem jak w egipskim śnie. jamniki mają w sobie ogień. ogień wode powietrze i ziemie. to psy łączące w sobie wszystko. jamnik to arche.
szedłem dalej i dalej. jest historia o wykładowcy co sypie duze kamienie,małe, żwir, piasek i chyba na końcu leje piwo w ten pojemnik. i to dowodzi tym czegoś, ta historia ma swój własny morał ale morał na dziś jest taki że gdy w ciasne prowincjonalne miasteczko, położone na obrzeżach cesarstwa austriaków i nazi węgrów, wpakujesz samochody, starców, kobiety, dzieci, mężów ,wózki, mędrców, psy i gołębie to na koniec jeszcze przepłynie przez to ostre koło gdzies między tym wszystkim naraz. tłum symultaniczny. nasłoneczniona katastrofa demograficzna. turystyka totalna, sobotnie mieszczaństwo spacerowe.
w tłum symultaniczny wdał sie elpatron. el patron ma miliard lat śpi w lochach pod nową hutą żywi się czarnoziemem i budzi się w słoneczne soboty by robić to co robi.
lśnienie jego piast jest niepojęte. el patron jest niczym pan samochodzik. rama ze śmietnika ale piasty NJS.
tak naprawde nic sie nie stało. papierosy się skończyły, a nie dlatego buk dał izraelitom przykazania że pili oni i palili. wszelkie formy zaklinania deszczu to strata czasu.
z rynku pojechaliśmy na boja gdzie omówiliśmy pewne kwestie związane z kościołem papieżem afryką i sylvią saint. boj ostatnio jest teatrem naprawde dziwnych okoliczności. wpierw mosad napisał zdrajca na popiersiu lekarza a potem przyszedł hamas i to zmazał.
potem przyszedł DUCE J i poszliśmy z boja robić stójki na rynku zgodnie z planem Jarka by tak czynić, planem tytułowym. wpierw nas było trzech potem czterech a potem niepoliczalna ilość.
i tak by w siedmiu osiągnąc apogeum liczebności. nikt się nigdy nie spytał co my tu robimy
i owszem zrobiliśmy stójki.
a potem wiosna przyszła.a potem wszyscy pojechali do sklepu a mi sie sklepy kojarzą z wódką, o wiele bardziej niż banki, kościoły czy też wiosna sama w sobie.
a potem poprostu nic nie było.siadlem przy stole i zająłem sie kwestią kawy.
dziś to jeden z tych dni gdy zdarzy się bardzo dużo albo kompletnie nic. tak myślałem stojąc na grodzkiej przed sklepem dla metali i myślałem zresztą wiele a teraz spójrz, nic z tego nie mam.
miałem przygotowane już struktury, forme. wystarczyło jedynie wypełnić je prawdą.
jajko kolumba. nie idz tam bo tam sie kończy świat i spadniesz. buk był przewrotny stwarzając istnienie. dlaczego większość ludzi biega w kółko panikując a tylko jeden umie zapalić światło?
i szedł jamnik. jamnik za jamnikiem jak w egipskim śnie. jamniki mają w sobie ogień. ogień wode powietrze i ziemie. to psy łączące w sobie wszystko. jamnik to arche.
szedłem dalej i dalej. jest historia o wykładowcy co sypie duze kamienie,małe, żwir, piasek i chyba na końcu leje piwo w ten pojemnik. i to dowodzi tym czegoś, ta historia ma swój własny morał ale morał na dziś jest taki że gdy w ciasne prowincjonalne miasteczko, położone na obrzeżach cesarstwa austriaków i nazi węgrów, wpakujesz samochody, starców, kobiety, dzieci, mężów ,wózki, mędrców, psy i gołębie to na koniec jeszcze przepłynie przez to ostre koło gdzies między tym wszystkim naraz. tłum symultaniczny. nasłoneczniona katastrofa demograficzna. turystyka totalna, sobotnie mieszczaństwo spacerowe.
w tłum symultaniczny wdał sie elpatron. el patron ma miliard lat śpi w lochach pod nową hutą żywi się czarnoziemem i budzi się w słoneczne soboty by robić to co robi.
lśnienie jego piast jest niepojęte. el patron jest niczym pan samochodzik. rama ze śmietnika ale piasty NJS.
tak naprawde nic sie nie stało. papierosy się skończyły, a nie dlatego buk dał izraelitom przykazania że pili oni i palili. wszelkie formy zaklinania deszczu to strata czasu.
z rynku pojechaliśmy na boja gdzie omówiliśmy pewne kwestie związane z kościołem papieżem afryką i sylvią saint. boj ostatnio jest teatrem naprawde dziwnych okoliczności. wpierw mosad napisał zdrajca na popiersiu lekarza a potem przyszedł hamas i to zmazał.
potem przyszedł DUCE J i poszliśmy z boja robić stójki na rynku zgodnie z planem Jarka by tak czynić, planem tytułowym. wpierw nas było trzech potem czterech a potem niepoliczalna ilość.
i tak by w siedmiu osiągnąc apogeum liczebności. nikt się nigdy nie spytał co my tu robimy
i owszem zrobiliśmy stójki.
a potem wiosna przyszła.a potem wszyscy pojechali do sklepu a mi sie sklepy kojarzą z wódką, o wiele bardziej niż banki, kościoły czy też wiosna sama w sobie.
a potem poprostu nic nie było.siadlem przy stole i zająłem sie kwestią kawy.
poniedziałek, 23 marca 2009
Sokrates Hegel Fakt
czyli pytanie o pochodzenie zła.
zło - niewiedza czy poprostu zły gust? no albo jedno albo drugie.
to zastanawiające. głoszenie poglądów faszystowskich jest zakazane, karane, podczas gdy jawne psucie ducha za złotówke, te mentalne E666 sypie się z kiosków i oczu klasy podjudzanej.
xx
pisanie jest funkcją czytania
ale pisanie jest też funckją chodzenia w deszczu
xx
nasuwa mi się znowu i znowu takie porównanie z obrony sokratesa.
gdyby postawić przed trybunałem dzieci kucharza i cukiernika. pierwszy z wachlarzem jarzyn, biegły w dietetyce - a drugi z koszami słodyczy. i kazać dzieciom osądzić który ma ich żywić a który ma iść w pizdu, może nawet na szafot. to coby dzieci wybrały i z jakim skutkiem dla samych siebie?
i to jest bardzo ładna parabola. bardzo pożyteczna do patrzenia w świat.
xx
gdy ktoś jest naprawde zły nie czyta faktu. ludzie naprawde zli słuchają świetlickiego i chłoną złych poetów. czytelnicy faktu to dzieci z opowieści platona.
(w radiu maryja kiedyś powiedzieli że demoniczność, biesowatość - to inteligencja pozbawiona miłości . i bardzo ładnie powiedzieli bo tam też czasem ładnie mówią, częściej niz sie nam wydaje)
jak się dzieci nauczy jeść słone to będą solić wszystko, chorować po latach na serce i nie znać smaków świata. wiadomo że solenie to kwestia nawyku, który zresztą bardzo łatwo wykorzenić bo sól nie ma egzystencjalnego ciężaru kawy i papierosów o wódce milcząc.
niemniej dziecko przyuczone do czerpania rozkoszy ze słoności w żywieniu będzie konsekwentne, ale przy tym w miare niewinne. to jeszcze nie jest to co nazywamy złem. czytelnicy faktu są niewinni, jakkolwiek postępują niepraktycznie. chyba nie można tu mówić o wolności woli.
i czytelników faktu ktoś za młodego nauczył czerpania ekstazy z taplania się w samozwrotnych obelgach, pomówieniach, podejrzliwości. może ich matki przechodził dreszcz podniecenia gdy mówiły zle o sąsiadkach lub ojciec czuł że żyje dopiero wygłaszając zdania typu "każdy jest kurwą" "nikomu nie można wierzyć" albo "my to w życiu nic nie osiągniemy". bo też tak jest że gdy człowiek traci zainteresowanie własnym życiem wtedy dzieją sie takie rzeczy. i teraz się żywią tym styropianem duchowym, by za jakiś czas zapaść na beznadzieje i nieufność czytelnicy faktu.
xx
generalnie to jest jak dieta fastfoodowa. złe nawyki. wątpie by na czele faktu stał szatan. raczej jakiś smutas który sie masturbuje obserwując swoje konto w embanku.
zło - niewiedza czy poprostu zły gust? no albo jedno albo drugie.
to zastanawiające. głoszenie poglądów faszystowskich jest zakazane, karane, podczas gdy jawne psucie ducha za złotówke, te mentalne E666 sypie się z kiosków i oczu klasy podjudzanej.
xx
pisanie jest funkcją czytania
ale pisanie jest też funckją chodzenia w deszczu
xx
nasuwa mi się znowu i znowu takie porównanie z obrony sokratesa.
gdyby postawić przed trybunałem dzieci kucharza i cukiernika. pierwszy z wachlarzem jarzyn, biegły w dietetyce - a drugi z koszami słodyczy. i kazać dzieciom osądzić który ma ich żywić a który ma iść w pizdu, może nawet na szafot. to coby dzieci wybrały i z jakim skutkiem dla samych siebie?
i to jest bardzo ładna parabola. bardzo pożyteczna do patrzenia w świat.
xx
gdy ktoś jest naprawde zły nie czyta faktu. ludzie naprawde zli słuchają świetlickiego i chłoną złych poetów. czytelnicy faktu to dzieci z opowieści platona.
(w radiu maryja kiedyś powiedzieli że demoniczność, biesowatość - to inteligencja pozbawiona miłości . i bardzo ładnie powiedzieli bo tam też czasem ładnie mówią, częściej niz sie nam wydaje)
jak się dzieci nauczy jeść słone to będą solić wszystko, chorować po latach na serce i nie znać smaków świata. wiadomo że solenie to kwestia nawyku, który zresztą bardzo łatwo wykorzenić bo sól nie ma egzystencjalnego ciężaru kawy i papierosów o wódce milcząc.
niemniej dziecko przyuczone do czerpania rozkoszy ze słoności w żywieniu będzie konsekwentne, ale przy tym w miare niewinne. to jeszcze nie jest to co nazywamy złem. czytelnicy faktu są niewinni, jakkolwiek postępują niepraktycznie. chyba nie można tu mówić o wolności woli.
i czytelników faktu ktoś za młodego nauczył czerpania ekstazy z taplania się w samozwrotnych obelgach, pomówieniach, podejrzliwości. może ich matki przechodził dreszcz podniecenia gdy mówiły zle o sąsiadkach lub ojciec czuł że żyje dopiero wygłaszając zdania typu "każdy jest kurwą" "nikomu nie można wierzyć" albo "my to w życiu nic nie osiągniemy". bo też tak jest że gdy człowiek traci zainteresowanie własnym życiem wtedy dzieją sie takie rzeczy. i teraz się żywią tym styropianem duchowym, by za jakiś czas zapaść na beznadzieje i nieufność czytelnicy faktu.
xx
generalnie to jest jak dieta fastfoodowa. złe nawyki. wątpie by na czele faktu stał szatan. raczej jakiś smutas który sie masturbuje obserwując swoje konto w embanku.
szamale
wpierw wyszedł moser na tor i wszyscy się śmiali, ale za godzine przestali się śmiać. wyszedł z dyskami
bić rekord świata. no ludzie dysków nie widzieli więc sie śmiali jak buce na widok hippisa. koniec końców skończyło się dobrze. dyski stały się oznaką tego że komuś się tu bardzo ale to bardzo śpieszy na rowerze.
xxx
potem były różne eksperymenty z dyskami i wpadli ludzie na pomysł tzw batonów. takie koła o kilku płaskich szprychach.
częściowo dlatego że trudno się steruje płaskim kołem z przodu. ale nie było tego batona jak naprawiać. poprostu. ciężkie i troche niepraktyczne.
xxx
zaczęly się eksperymenty małych manufaktur by połączyć małą ilość szprych w klasycznej pieście z aerodynamiczną wysoką obręczą, kręcił to min. ZIPP
xxx
wysoka obręcz ma dwie zalety: jest sztywna i dzięki temu można zredukować ilość szprych (a każda jedna to aerodynamiczna obelga) , jest taka obręcz aerodynamiczna sama w sobie z uwagi na kształt (nie jest "tępa" jak niska ale "ostra")
xxx
i tu campagnolo w 1993 roku wjeżdza z szamalami na półki sklepowe (wtedy jeszcze nie było internetowych sklepów) były to zdaje się pierwsze gotowe zestawy kół jakie można było pójść do pana i kupić. było to też pierwsze objawienie ducha wysokich obręczy na rynku rowerowym. czyli po ludzku - PIERWSZE wysokie obręcze! wąskie, alumiowe o szerokości 19mm i wysokości 41mm!! kilka razy potem przeszły modyfikacje, obręcze były obniżane ale te najwyższe klasyczne szamale to 41mm/
xxx
szamal, jak sie zdaje - jest czymś w rodzaju pustynnego wiatru
xxx
początkowo używane jedynie do jazdy na czas - juz w 1994 zaczęły jezdzić w normalnych etapach wyscigów.
xxx
były kołami z najwyższej półki portfelowej
xxx
dziś duch szamala płonie w kołach campagnolo bora ultra,
taka jest konsekwencja ewolucji. tak wyrósł szamal.
xxx
w międzyczasie pojawiła się wersja szamal titanium,
wyposażony w tytanowe osie i elementy bębna. lżejszy i mocniejszy od podstawowej wersji. jeszcze bardziej magiczny i kultowy.
xxx
a dziś? dziś bóg umiera przed telewizorem a szczęśliwi cykliści jarają się na borach. a szamala pista front (rozpoznasz go po ośce na nakrętki a nie na zacisk. ma te samą obrecz co wersja szosowa więc zdarza się że jest jeżdzony na szosie przez nieświadomych)
można kupić na allegro za około sto złotych, więc jeżeli spodobała się Tobie saga o szlachetnych włoskich kołach to możesz za niewielkie pieniądze zdobyć swoje. naprawde niewielkie pieniądze zważywszy na to że są magiczne i kultowe oraz mają tzw. piasty poziomu Recorda.
bić rekord świata. no ludzie dysków nie widzieli więc sie śmiali jak buce na widok hippisa. koniec końców skończyło się dobrze. dyski stały się oznaką tego że komuś się tu bardzo ale to bardzo śpieszy na rowerze.
xxx
potem były różne eksperymenty z dyskami i wpadli ludzie na pomysł tzw batonów. takie koła o kilku płaskich szprychach.
częściowo dlatego że trudno się steruje płaskim kołem z przodu. ale nie było tego batona jak naprawiać. poprostu. ciężkie i troche niepraktyczne.
xxx
zaczęly się eksperymenty małych manufaktur by połączyć małą ilość szprych w klasycznej pieście z aerodynamiczną wysoką obręczą, kręcił to min. ZIPP
xxx
wysoka obręcz ma dwie zalety: jest sztywna i dzięki temu można zredukować ilość szprych (a każda jedna to aerodynamiczna obelga) , jest taka obręcz aerodynamiczna sama w sobie z uwagi na kształt (nie jest "tępa" jak niska ale "ostra")
xxx
i tu campagnolo w 1993 roku wjeżdza z szamalami na półki sklepowe (wtedy jeszcze nie było internetowych sklepów) były to zdaje się pierwsze gotowe zestawy kół jakie można było pójść do pana i kupić. było to też pierwsze objawienie ducha wysokich obręczy na rynku rowerowym. czyli po ludzku - PIERWSZE wysokie obręcze! wąskie, alumiowe o szerokości 19mm i wysokości 41mm!! kilka razy potem przeszły modyfikacje, obręcze były obniżane ale te najwyższe klasyczne szamale to 41mm/
xxx
szamal, jak sie zdaje - jest czymś w rodzaju pustynnego wiatru
xxx
początkowo używane jedynie do jazdy na czas - juz w 1994 zaczęły jezdzić w normalnych etapach wyscigów.
xxx
były kołami z najwyższej półki portfelowej
xxx
dziś duch szamala płonie w kołach campagnolo bora ultra,
taka jest konsekwencja ewolucji. tak wyrósł szamal.
xxx
w międzyczasie pojawiła się wersja szamal titanium,
wyposażony w tytanowe osie i elementy bębna. lżejszy i mocniejszy od podstawowej wersji. jeszcze bardziej magiczny i kultowy.
xxx
a dziś? dziś bóg umiera przed telewizorem a szczęśliwi cykliści jarają się na borach. a szamala pista front (rozpoznasz go po ośce na nakrętki a nie na zacisk. ma te samą obrecz co wersja szosowa więc zdarza się że jest jeżdzony na szosie przez nieświadomych)
można kupić na allegro za około sto złotych, więc jeżeli spodobała się Tobie saga o szlachetnych włoskich kołach to możesz za niewielkie pieniądze zdobyć swoje. naprawde niewielkie pieniądze zważywszy na to że są magiczne i kultowe oraz mają tzw. piasty poziomu Recorda.
sobota, 21 marca 2009
niedziela
Nie moge sie pozbyć myśli że dziś jest niedziela. ciągle mówie sobie w głowie - dziś jest niedziela dziś jest niedziela.
xx
pierwszy dzień bez kurewskiego śniegu. najwyższy czas, panie boże.
xx
wpierw pojechałem do el patrona. el patrona jest osobistym sekretarzem wcielonego w jamnika mussoliniego, wynalazcy musli (ave Przemo!). jamnik benito sprawuje srogi dyktat podziemnej asłownikowej organizacji DUCE. chwile spędzone z nim umacniają mnie i jak to sie mówi, formacja intelektualna tak?
benito jest żywo zainteresowany nowinkami technicznymi i jako dyktator lubi wszystko nadzorować osobiscie. tu nadzoruje spinanie buta kolarskiego u swego asystenta.
benito lubi też lizać podłoge ale ma swoje lata i jako wielki duch bywa ekscentryczny. po cichu sądzimy że to nie czasy dla niego, że wyprzedza epoke ale te myśli sabotują nasze umysły troche bo epoka to my. to trudne.
nasyciwszy sie duchem pojechalismy do parku jordana gdzie jest przynajmniej jedna rzezba dauna, taki rzezbiarz ironista. tak hippisi nadupcali sie na rowerach. nadupcali sie nadupcali a konca nie było widać. połowa sie nadupcała a druga połowa robiła zdjecia.
była tak piosenka "idz przodem stary"
ale były też chwile gdy przypominało mi to gry bitewne spod znaku warhammera, drogich figurek i genialnych grafik na pudełkach z tymiszże.
był tez megafonista ale megafon nie działał. albo ja nie rezonowałem.
tóż obok była bibka bembniarzy którzy bębnią na zawołanie. nasyciwszy się lewicą i nju ejdżem uchwyciliśmy nasze umysły w szczypce ciał i umknęliśmy na boja. ktoś na boju napisał niedawno "zdrajca" i narysował gwiazde dawida. boj zdradzil żydów? żydzi zdradzili boja?
ktoś inny potem to zmazał a potem myśmy przyjechali a słońce swieciło.
zaczelismy od reprezentacji jotpe.
potem były skidy bez rąk
a potem sekretarz dyktatora, el patron, DUCE F w jednej osobie zaczął lewitować (efekt uboczny lewicowości)
gdy skończyła mu się mana przyjechał DUCE J
i postanowilismy uderzyć na hippisów. tymczasem oni zakonczyli spory, jakas dziewczyna stracila nos w walce i wszyscy czekali na barszcz. wszyscy co zostali bo czesc powiedziala ze pierdoli barszcz i sobie poszła. i to jest pewna prawda o człowieku i rewolucji.
zobaczylismy tam psa, jamniko boksera, my lubimy jamniki. ten troche wygladal jak dusza uwieziona w ciele. jednak to nie fer. teraz tak myśle. to ciekawe, czy on rozumie komedie swego losu tak jak my to widzimy?
a potem dzierladka jechała na aerospołkach na hulajnodze
a potem skończyła się niedziela.
dasd
xx
pierwszy dzień bez kurewskiego śniegu. najwyższy czas, panie boże.
xx
wpierw pojechałem do el patrona. el patrona jest osobistym sekretarzem wcielonego w jamnika mussoliniego, wynalazcy musli (ave Przemo!). jamnik benito sprawuje srogi dyktat podziemnej asłownikowej organizacji DUCE. chwile spędzone z nim umacniają mnie i jak to sie mówi, formacja intelektualna tak?
benito jest żywo zainteresowany nowinkami technicznymi i jako dyktator lubi wszystko nadzorować osobiscie. tu nadzoruje spinanie buta kolarskiego u swego asystenta.
benito lubi też lizać podłoge ale ma swoje lata i jako wielki duch bywa ekscentryczny. po cichu sądzimy że to nie czasy dla niego, że wyprzedza epoke ale te myśli sabotują nasze umysły troche bo epoka to my. to trudne.
nasyciwszy sie duchem pojechalismy do parku jordana gdzie jest przynajmniej jedna rzezba dauna, taki rzezbiarz ironista. tak hippisi nadupcali sie na rowerach. nadupcali sie nadupcali a konca nie było widać. połowa sie nadupcała a druga połowa robiła zdjecia.
była tak piosenka "idz przodem stary"
ale były też chwile gdy przypominało mi to gry bitewne spod znaku warhammera, drogich figurek i genialnych grafik na pudełkach z tymiszże.
był tez megafonista ale megafon nie działał. albo ja nie rezonowałem.
tóż obok była bibka bembniarzy którzy bębnią na zawołanie. nasyciwszy się lewicą i nju ejdżem uchwyciliśmy nasze umysły w szczypce ciał i umknęliśmy na boja. ktoś na boju napisał niedawno "zdrajca" i narysował gwiazde dawida. boj zdradzil żydów? żydzi zdradzili boja?
ktoś inny potem to zmazał a potem myśmy przyjechali a słońce swieciło.
zaczelismy od reprezentacji jotpe.
potem były skidy bez rąk
a potem sekretarz dyktatora, el patron, DUCE F w jednej osobie zaczął lewitować (efekt uboczny lewicowości)
gdy skończyła mu się mana przyjechał DUCE J
i postanowilismy uderzyć na hippisów. tymczasem oni zakonczyli spory, jakas dziewczyna stracila nos w walce i wszyscy czekali na barszcz. wszyscy co zostali bo czesc powiedziala ze pierdoli barszcz i sobie poszła. i to jest pewna prawda o człowieku i rewolucji.
zobaczylismy tam psa, jamniko boksera, my lubimy jamniki. ten troche wygladal jak dusza uwieziona w ciele. jednak to nie fer. teraz tak myśle. to ciekawe, czy on rozumie komedie swego losu tak jak my to widzimy?
a potem dzierladka jechała na aerospołkach na hulajnodze
a potem skończyła się niedziela.
dasd
gremlin w markerze - kuchnia artystyczna
pokusa mazania po czymś markerem to wielkie wyzwanie dla filozofii. to czwarta władza duszy.
xx
w pierwszy ultra deszczowy deszcz pracy w Londynie wydalem chyba wszystko na torbe, wielki gremlin kreuma, i od kopa ryzykując dużo machnąłem smutną bajke o heglu. chciałem napisac MAYA ale napisałem MAJA. chciałem napisac "kosmiczna iluzja" ale napisalem "miłość" ew w którymś z języków posługujących się tym alfabetem - "bycie wyluzowanym". cóż. przynajmniej nie napisałem czegoś całkowicie z dupy, jak to sie mówi.
a potem gdy miesiące deszczy słońca i piaski miejskiej pustyni, bo co to za dżungla, więc mięsiące starły napis bo nie ma takiego markera coby czas pokonał. i po tym całym czasie walnąłem kosmogonie. miało być farbami ale okazało się że akryl nietrzyma sie dobrze kordury, tzn trzyma sie dobrze gdy położy się grubą warstwe ale to wyklucza praktycznie malowanie linii itd wiec marker jak zawsze się znalazł. a
xx
w pierwszy ultra deszczowy deszcz pracy w Londynie wydalem chyba wszystko na torbe, wielki gremlin kreuma, i od kopa ryzykując dużo machnąłem smutną bajke o heglu. chciałem napisac MAYA ale napisałem MAJA. chciałem napisac "kosmiczna iluzja" ale napisalem "miłość" ew w którymś z języków posługujących się tym alfabetem - "bycie wyluzowanym". cóż. przynajmniej nie napisałem czegoś całkowicie z dupy, jak to sie mówi.
a potem gdy miesiące deszczy słońca i piaski miejskiej pustyni, bo co to za dżungla, więc mięsiące starły napis bo nie ma takiego markera coby czas pokonał. i po tym całym czasie walnąłem kosmogonie. miało być farbami ale okazało się że akryl nietrzyma sie dobrze kordury, tzn trzyma sie dobrze gdy położy się grubą warstwe ale to wyklucza praktycznie malowanie linii itd wiec marker jak zawsze się znalazł. a
piątek, 20 marca 2009
Subskrybuj:
Posty (Atom)