poniedziałek, 4 listopada 2013

Na tropie Tru Fixed Rajdera (TFR) - część I

Kilka dni temu pojawiło się pytanie, czy jeżdżąc z hamulcem w takich to a takich okolicznościach można myśleć o sobie jako tru fixed rajderze ( TFR ). Takie rozmowy oczywiście nie są prowadzone na poważnie. A przynajmniej nie otwarcie. Trochę tak samo jak gdy przychodzimy pożyczyć koło albo stówkę na wycieczkę wpizdu. Zagajmy rozmowę, trochę żartów i bezinteresownej ironii a potem dopiero dochodzimy do prawdziwego powodu wizyty. Tak samo rozmawiamy na fejsbuku o TFR. Niby wszyscy żartują w świetnych humorach. Jesteśmy tu głównie dla dobrej zabawy - zdajemy się mówić. Niczym uczestnicy jakiegoś durnego reality show. To jest taka konwencja. Nawet gdyby ktoś wstał (jeżeli na FB można "wstać") i krzyknął - Ja jeden jestem tru a reszta to lamusy - i tak dostałby lajki bo przecież nie mógł tego mówić "na poważnie". Jak coś takiego można mówić na poważnie, to musi być ironia, gra szpiegowska, ja wiem że wy wy wiecie itd. Oczka puszczane z taką kadencją że efekt stroboskopowy odpala ataki epilepsji u co wrażliwszych zawodników.


A mnie interesuje to istnienie tego prawdziwego. Kim by był? Czy wiedziałby że jest prawdziwy? A może każdy z nas jest prawdziwy tylko wymaga przebudzenia?

Gdyby tak odwrócić na moment patrzenie - musiał być taki moment gdy ktoś po raz pierwszy dostrzegł nieprawdziwego  ostrokołowca.  Tak samo jak w biblijnej opowieści o gadającym wężu i pierwszych ludziach.  Był ten moment gdy zrozumieli że są nadzy. I już było po wszystkim. Utracili niewinność, zobaczyli samych siebie. Opowieść ta zawiera pewien uniwersalny schemat. Każdy człowiek ma taki moment, w wieku powiedzmy czterech - pięciu lat gdy spostrzega że jest nagi. Ostre koło jako globalny fenomen też miało taki moment gdy spostrzegło samo siebie albo inaczej - nagle pojawili się nadzy ludzie na rowerach.



Tak mi się myśli  że ten Świat Mody dla ostrego koła był jak Armia Czerwona która w pełni świadomości praw historii wkraczała do polskich dworków i pałaców. W starożytnych boazeriach i księgozbiorach gromadzonych od pokoleń Sowieci widzieli tylko coś co się świetnie w piecu pali i daje ciepło. Papier i drewno. Natomiast projektanci  i redaktorzy kolorowych magazynów gdy zobaczyli świat starych stalowych rowerów jedyne co widzieli to po prostu - akcesoria modowe nadające się do look booków i innych edytoriali.



I w ten sposób pewien świat zniknął. Wojna, gwałty, grabieże i reforma rolna zakończyły epokę ziemiaństwa polskiego, tego romantyzowanego w wyobrażeniach Polski Międzywojennej - świata luksusowych kobiet, honorowych oficerów, inteligentych kabaretów i szampana. Zniknęło, odeszło. Tak samo odszedł świat tru fixed rajderów.  Tak przynajmniej można o tym myśleć.  Tak samo jak odszedł Świat Indian, jak odeszło moje czy twoje dzieciństwo, dziewictwo itd.

I właśnie dlatego jest coś monumentalnego w tej wyprawie w poszukiwaniu tru fixed rajdera.  To kolejna wersja tej samej podróży którą człowiek podejmował od momentu w którym dostrzegł własny metafizyczny upadek. Historia o tyle ciekawa że opowiedziana językiem ostrego koła - czyli takim który rozumiemy naprawdę dobrze i mamy go wbity w podświadomość lepiej niż bujdy semickich pastuchów. Oto więc gnostycka przygoda która czeka. I jeżeli jednak kupiłeś ten palnik Romet Perun to go trzymaj. Zmieniłem zdanie - może się przydać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz