Rowerowy blogger musi trochę ponarzekać na to że w Polsce jest Polska a nie Italia Francja czy piękna Szwajcaria. No w ostateczności Niemcy. A tu nic, jeb, zaraz za ostatnim słupkiem granicznym niemieckim czar zły rzucony na krainę błotnistą - oto Polska właśnie. Kiepskie przaśne zdjęcia, nędza estetyczna i totalny brak "styluwy". Przynajmniej zajmę pozycję dystansu, będę się oglądał czy nikt nie ruszy do sprintu ale sam nie zacznę bo przecież jak to, bez mistrza? Wypadła mi słuchawka. Panie dyrektorze, ojcze. Ciśniemy!
Pojechałem dziś kupić nić szewską do naprawy szytek. Mam aparat fotograficzny więc wrzuciłem go do torby z zamiarem by zrobić elegancki materiał do tekstu o epickiej naprawie Continentala GATORSKIN. Wyobraźnia wciąż podsuwała mi piękne fotografie jakie przywiozę z wyprawy. Że tak będzie:
Hipsterski zakład szewski, miał być. Dzień dobry czy jest nić szewska?
-Oczywiście, trzydzieści do wyboru, zrobię panu kawę, porozmawiamy o publicystyce politycznej Ernsta Jungera a pan sobie spokojnie wybierze nić i porobi zdjęcia na bloga.
W ostateczności, miało być moc wzruszeń i dobrego dowcipu
Tymczasem trafiłem do smutnego jak pizda sklepu na Kościuszki w Krakowie.
Gdzie pachniało klejem a zmęczona choć ładna dziewczyna sprzedała mi dziesięć metrów dratwy za złotówkę plus parę groszy. Jak tu żyć. Uciekłem do domu gdzie mam mydełko Raphy i kilka numerów Ruoleur 'a. I ciągle znerwicowany widokiem polskiej ulicy czytałem artykuł z kolarskiego żurnala zakąszając mydełkiem, waporyzując woń ziół z Mount Ventoux w nim zawartą. I wyobrażając sobie że kiedyś ktoś zdejmie zły czar z tej krainy i wycieczka po dratwę będzie wstrząsającą inspirującą przygodą estetyczną. Trochę sobie teraz jaja robię. Ale nić kupiona, jutro pewnie szyjemy z czego złożę zeznanie w osobnym materiale.
Wieczorem tymczasem pojechałem w las cisnąć przełaje póki jest strasznie zimno i bardzo wieje. Jak wiecie romantycy XIX wieczni uwielbiali Naturę. Która jest Kościołem Szatana i się daje pięknie satanizować w związku z tym. Dlatego tak pięknie dają się satanizować zwierzęta i to co zwierzęce i wszelkie kulty przyrody. Romantycy lubili jak piździ straszliwie. Lubili być mali w obliczu żywiołu. Myślę że dogadalibyśmy się w tematyce kolarstwa przełajowego z romantykami. Tymczasem już po wyjściu na nocny przełaj jakaś rękawiczka leżąca na chodniku porozumiewawczo mrugnęła ku mnie
W lesie wszędzie widać zmarznięte kiełki które dojechała zima swoim kontratakiem. Tak się poluje na snajpera, wystawia się hełm i patrzy skąd wali. Zima tak zrobiła, wystawiła ciepłe dni, kiełki ruszyły a teraz trwa bombardowanie. Ale jest taka mała osada galów która broni się przed rzymskim panowaniem. Piękna oaza polarna - odnaleziona przez arktyczną ekspedycję wieczorną.
To jest piękne, takie macki, soczyście zielone. Obrzydliwie bezwstydne piękne młode życie, coś jak banda trzylatków bez nadzoru. Kibicujemy oazie polarnej. Postaram się tam jeszcze zajrzeć.
Odnalazłem też wizerunek pra ojca , prawdopodobnie jest to tzw. Odyn Brodaty . Kamyki - oczy, patyki - brwi nos i uśmiech.
A dziś - swoją drogą, wygrzebałem z szytki nanorobota krzemieniowego. Zawsze byli bowiem wizjonerzy którzy mieli pewne intuicje np Leonardo miał słuszną intuicję helikoptera ale jego próby konstrukcji takiegoż nie mogły się powieść z przyczyn technologicznej zapaści ówczesnej epoki. Mam wrażenie że jakiś sprytny człowiek pierwotny chciał konstruować nanoroboty z krzemieni i dziś jeden znalazłem. Sprawdzę ten kawałek wahadełkiem, gdy już je ukończę. Konsekracja takiego instrumentum okultystycznego będzie się wiązała oczywiście z kolejną wycieczką rowerową po bezdrożach umysłu.
Ponieważ mamy astronomiczną wiosnę mamy też świetny przykład tzw. astronomicznego kłamstwa. Ciekawe.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz