sobota, 8 września 2012

Kolarstwo przełajowe a kwestia zbawienia

W dyskusji o nauczaniu religii w szkołach pojawiły się oczywiście głosi że chytrzy hedoniści nie chcą podjąć trudów i trosk życia chrześcijanina. Zauważyłem więc, że jeżeli ktoś naprawdę wierzy w Chrystusa to mu raczej wtedy trosk ubywa. Perspektywa obcowania w duszy z bóstwem jest pokrzepiająca szczególnie jeżeli naprawdę ma to miejsce. Szczególnie że to bóstwo twierdzi że wszystkie grzechy wziął na siebie i oto daje mi nowe życie i nowe serce. Żaden wyczyn hedonistyczny nie może się raczej równać z transpersonalnym uczuciem kosmicznej jedności. Ale co ja tam wiem. Zaraz pojawił się głos łatwy do przewidzenia:

W zachęcie Chrystusa, by kto chce go naśladować niech weźmie swój krzyż i idzie z nim, nie ma chyba zapowiedzi bezstroskości i brania przez Niego wszystkiego na siebie?

Wszyscy znamy orginał : 

(23!) "Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! 24 Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa.

Ale wszyscy też znamy klasyczną egzegezę:  

Nieść swój krzyż to dzielić los z Panem Jezusem, to w słabości (prześladowanie, choroba itp.) być wiernym Bogu. W takiej sytuacji wydaje się, że tracimy życie, bo nas prześladują; tracimy pełnię życia, bo jesteśmy przygwożdżeni chorobą; tracimy szczęście. Jednak oddalenie się od Boga w takiej sytuacji spowoduje, że oddalimy się od Życia. Wierność Bogu gwarantuje nam życie. Po śmierci jest zmartwychwstanie.


 
W trosce o dusze czytelników Tygodnika Powszechnego odpowiadamy:

ja bym chciał tylko z mojej ultrapogańskiej perspektywy odnieść się do "brania swojego krzyża". Ja rozumiem że oficjalna wykładnia jest taka że trzeba tyrać z tym swoim krzyżem na codzień. Ale pomyślmy, przecież Chrystus zginął na krzyżu! Gdy "chodził po ziemi" to nie targał przecież krzyża ze sobą jak Obelix menhira. 


Z krzyżem odbył krótką lecz ciężką drogę po czym skonał by odrodzić się. Dla mnie jest to nader czytelna symbolika "odrodzenia poprzez śmierć" co można rozumieć na wiele sposobów. Głównie mówi się o śmierci "ego" tudzież haidegerowskiego "się" czyli "fałszywej tożsamości" mówiąc językiem psychologii. W takiej symbolicznej śmierci znanej od TYSIĄCLECI w kultach szamańskich chociażby jako formie inicjacji następuje odrodzenie osoby. Kto chce ocalić siebie - umrze. Dasein. Nie chcę tu się rozpisywać ale wystarczy chwilę pomyśleć by dostrzec że rozumienie "bierz swój krzyż i choć ze mną" naprawdę nie znaczy "tyraj z tym krzyżem codziennie niech ci będzie ciężko człowieku bo każdemu jest ciężko i tyraj tyraj aż padniesz" ale "bierz krzyż i choć ukrzyżujemy twoją starą tożsamość, zstąpisz do piekieł a po trzech dniach wstaniesz przebóstwiony z psychodeliczną poświatą jak Zorian Dołęga".  A przestroga przed próbami "ocalenia swojego życia" ma nas ostrzegać przed działaniami ego które chce zachować status quo.


Tutaj szybki cytat z Grofa, aby stała się jasność nad jasnościami w temacie nad tematami

Główną przeszkodą w tak rozumianym procesie zdrowienia jest opór ego, które dąży do obrony swojego ograniczonego obrazu siebie i własnego poglądu na świat, trzyma się znanego, a przeraża nieznanym i broni się przed spotęgowaniem emocjonalnego i fizycznego bólu. To właśnie uporczywy trud ego, zmierzający do zachowania status quo, zaburza spontaniczny proces zdrowienia i zamraża go w stosunkowo trwałe formy, które są nam znane jako objawy patologii. (Poza Mózg, śmierć i transcendencja w psychoterapii, Grof)


 Pomyślmy, czy śmierć ego może nastąpić w ultra-Über-tlenowym wysiłku jakie oferuje nam kolarstwo przełajowe? Czy zajdzie reakcja jak w alchemicznej retorcie i ołów zmieni się w złoto a tłuszcz w mięśnie? Czy karbonowe koło z szytką Dugasta pędzące przez prasłowiańskim błotem utajony las nie jest piękniejsze niż msza trydencka? Czy słowo cross które słyszymy w cyclocross ładnie skomponuje nam się z tym? :







Cóż, Arystoteles nic o tym nie pisał. Więc sprawdzimy to sami tej jesieni gdy pojedziemy mordować buddów kręcących się gdzieś na szczycie wykresu naszego tętna wysiłkowego. Topić ich będziemy w mleczanach. Nieść swój cross, budzić się z twarzą w prabłocie życia. A jak życie to erotyka, a jak erotyka, to porno. To teraz randomowego porno porcja:

 
  
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz