Trzeba uważać na rowerzystów. Na ich tajne stowarzyszenia, sekretne socjety. Pedały i masony w kołko coś kręcą i kręcą. Wszyscy to znamy, wszyscy żyjemy w strachu. Taki ostrokołowiec jest jak kula snajpera na wojnie. Tak naprawdę będąc na ulicy nigdy nie możesz być pewien że zaraz jakiś się w ciebie nie wjebie na pełnej kurwie. Serio. Zabłąkane kule jeżdżace po mieście dla czystej przyjemności. Albo ci drudzy - krążący jak detektywi z kina noir. Tacy co muszą nocą pojeździć aby pomyśleć a wypadki są dla nich jak Keisaku.
[tu wam się należy wytłuczenie. Keisaku to taki kij stosowany w trakcie długich sesji medytacji w niektórych szkołach buddyzmu Zen. Mistrz przechadza się i czasem z zaskoczenia zajebie komuś kijem. Co jest bardzo cenną lekcją po której należy się ukłonić, ma to na celu urzeczywistnienie umysłu Buddy, nietrwałości itd. W ostrokołowym Zen naszym mistrzem jest Duch, historia itd. - ta siła która czasem postawi nam na drodze samochód, drzewo, przypadek).
Albo taki Hoffman Albert. Coś mu powiedziało by jeszcze raz przetestować substancję którą już dawno odłożył do katalogu "nieprzydatnych" a potem wsiąść na rower. Na szczęście zachowało się zdjęcie z tego co nastąpiło chwilę potem:
dużo przeklinasz ostatnio
OdpowiedzUsuńuspokajam - to taka poza tylko
OdpowiedzUsuń