piątek, 26 lipca 2013

Argument z Jedi

Bluźnierczy bełkoczący kultysta Pisty sam sobie buduje ostre koło. Tak jak Dr. Frankensztajn sam buduje swoje Monstrum a Noe sam buduje Arkę. Tak jak adept Jedi sam sobie buduje swój miecz świetlny. Napełnia w skupieniu części Mocą. Potem gdy już ciśnie w korby pranę, składowe roweru prężą się pod siłą i są jak kryształ piezoelektryczny.  Oddając naprężenie pulsują jak odległy kwazar. Tykają jak bomba która rozsadzi czas i przestrzeń. Ściągają na jeźdźca olśnienia, przebłyski. Inteligencje z Innych Wymiarów łapią się na taką pędzącą dyskotekową aurę jak głupia rybka na błyskotkę czy inny wobler który miga jej wesoło w wodzie.


 


Tak, wszyscy możemy być częścią większej opowieści. Niekoniecznie reklamowej.


środa, 24 lipca 2013

Ostrowidz

Wytknąłem nam tutaj że co drugie nasze słowo jest żywcem z sanskrytu spisane, imiona bogów i nieszczęsna swastika, oddychamy praną a wzięliśmy się znikąd. Więc prowadzę dalej moje studia i badam wnikliwie kim to jest

Ryszi 

(czyli wieszcz, natchniony przez bóstwa, Ducha, natchniony mędrzec, natchniony szałem)

i trafiłem na taką oto formę:

ostrowidz.

...



i jako bonus, mądrość prosto z oddziałów szturmowych Wielkiej Wojny:

speed was better protection than armor

Masa moja a szytka w zębach

Jakoś tak uważam że to co zamknięte w zamknięciu ma ciekawszą energię niż to co na wybieg(oo) się panoszy. Dlatego dla Polskiego Nacjonaliżmu mogę grać na harmonijce jak Cash dla więźniów z Folsom Polsom Prison.  Tako mam. Energia jarzmiona przez ostre koło wydaje mi sie ciekawsza niż ta marnotrawiona przez wolnobieg który na pewną połowę przewrotu koła jakby nie zdawał uwagi.

Ostre koło jarzmi coś co wolnobieg pozornie wyzwala a w zasadzie trwoni.

Tako rower wyszedł od ostrego i do ostrego wrócił jako syn marnotrawny. Trochę tak było.

Tako my jako Polacy wyszliśmy od "prastarego języka danego ludziom przez natchnionych wieszczy" by dać się uwieść chrześcijaństwu znanemu niegdyś jako "europejskość" (okolice roku 1000) by do tego pętlę poczyniwszy niczym zapalczywy kolarz w kryterium kończąc. A Ducha mając jako główne bogactwo

                                                                      n a t u r a l n e


Taka jest dynamika jaką wyczuć można cisnąć w korby uczciwie przez krajobraz pradawny w którym zapisane są tchnienia kszatrijów.


poniedziałek, 22 lipca 2013

Jak góra z ostrokołowcem rozmawiała

To jest historia prawdziwa i synkretyczna. 
Kulty przyrody wierzą  że w kamieniach i rzekach mieszkają duchy. W drzewach, w górach. W krajobrazie (mistyka Blut&Blues) I nie są to duchy abstrakcyjne ale jak najbardziej rzeczywiste tak jak rzeczywiste są głosy w głowie szaleńca.  , Zakładano nawet że w człowieku pomieszkuje Duch o którym człowiek nie wie, a Duch też o człowieku niekoniecznie. Sytuacja jak z tych  filmów gdzie na końcu się okazuje że bohaterowie są duchami którym tylko się wydawało że żyją. Jak to u Leśmiana  -

cisza ciszy nie słyszy, czas nie czuje czasu (klik!)

Zaczęło sie od ostrokołowego zen. Bo wtedy jeszcze nie wiedizeliśmy że duch jest wszędzie ale w nas najbardziej. Było zen. Ostrokołowe zen. Ale zen to nie tylko surowa estetyka i białe opony. Nie tylko "pusta kierownica". Zen to taka odmiana buddyzmu która zaczela się gdy razu pewnego Budda zebrał swoich uczniów by udzielić im lekcji. Usiedli w milczeniu i czekali na słowa mistrza. A ten bez słowa pokazał im tylko kwiat lotosu i

uśmiechnął się. Jeden z uczniów też sie uśmiechnął i to był zen, pierwszy przekaz "z jaźni do jaźni". Bardzo to było interesujące. Też bym tak chciał też tak chcieliśmy kto by nie chciał. Co mnie kurwa nieopalone skarpety moga obchodzić gdy takie perspektywy odkrywa przede mną świat?
 .

Pewnego dnia jechaliśmy więc pod górę. Św. Krzysztof od Akcydensu i Św. Jan Analogon. Bo wtedy funkcjonowaliśmy jako święci, męczeństwo jakim było przyswojenie europejskiej tradycji ontologicznej w dwa tygodnie wyniosło nas na ołtarze. Sami się wynieśliśmy - jak Napoleon, wjechaliśmy do nieba na ostrych kołach. Taki był duch epoki. 

Jechaliśmy więc pewnego dnia w świetym lesie krakowskim, jednym z tych miejsc które były świete na długo zanim natarczywi akwizytorzy chrześcijaństwa dokonali spustoszenia w tutejszym krajobrazie duchowym.

Jechaliśmy pod górę przez las , my- niewinni czarodzieje. Ciśnęliśmy, a góra rosła i rosła. Zsiąść i prowadzić rower pieszo to był jakiś nonsens więc powoli mozolnie zygzakiem którego znaczenia już nikt nie odczyta wspinaliśmy się w czerwcowym słońcu.

Jedziemy więc pod górę a góra rośnie, i przychodzi taka chwila w której nachylenie, jej stromość osiąga poziom absurdalny. My dalej zgodnie cisnąć w korby rezerwy, opary już sił witalnych spojrzeliśmy  na siebie i widział jeden w oczach drugiego że wie co myśli pierwszy, lustro w lustro spojrzało i wybuchnęliśmy śmiechem który długo jeszcze odbijał się echem w kazamatach naszej podświadomości. Doprowadzone do absurdu nachylenie asfaltu było dla nas jak kwiat zen w milczeniu ukazany uczniom przez Buddę.

Według legendy zen (zwany też przekazem "z umysłu do umysłu" lub "bezpośrednim wskazaniem") był jednym z wielu tzw. "zręcznych środków" mogących wyprowadzić praktykujących z iluzji ku oświeceniu, (czytam więcej)


Tak to góra zręcznie udzieliła nam nauki. Duch góry - jak kradnący dzieci Budda z pieśni Goethego

. W tym mariażu volkismu (bo krajobraz), buddyzmu i ostrego koła zaznaliśmy Nienazwanego. Na chwilę człowiek spotkał Ducha a Duch człowieka - obydwoje jednorako tym nieoczekiwanym spotkaniem zdziwieni. I to potem przyniosło pewne niespodziewane odruchy które wydał się nam ezoterycznym faszyzmem ostrokołowo mesjańskim. Faszyzmem, bo góra była naszym Ducze, Buddą, Księżycem.

Panika, ruch paniczny - Pan jest moim pasterzem. Patrzcie jakie to wszystko jest dziwne. 





niedziela, 21 lipca 2013

Trzeba uważać na rowerzystów.

Mama jedzie samochodem i powtarza: Trzeba uważać na rowerzystów. W takim to sensie że rowerzyści są na jezdni i by w nich nie wjechać trzeba ich widzieć. Ale to zdanie ma też jakieś drugie dno.

Trzeba uważać na rowerzystów. Na ich tajne stowarzyszenia, sekretne socjety. Pedały i masony w kołko coś kręcą i kręcą. Wszyscy to znamy, wszyscy żyjemy w strachu. Taki ostrokołowiec jest jak kula snajpera na wojnie. Tak naprawdę będąc na ulicy nigdy nie możesz być pewien że zaraz jakiś się w ciebie nie wjebie na pełnej kurwie. Serio. Zabłąkane kule jeżdżace po mieście dla czystej przyjemności. Albo ci drudzy - krążący jak detektywi z kina noir. Tacy co muszą nocą pojeździć aby pomyśleć a  wypadki są dla nich jak  Keisaku.




[tu wam się należy wytłuczenie. Keisaku to taki kij stosowany w trakcie długich sesji medytacji w niektórych szkołach buddyzmu Zen. Mistrz przechadza się i czasem z zaskoczenia zajebie komuś kijem. Co jest bardzo cenną lekcją po której należy się ukłonić, ma to na celu urzeczywistnienie umysłu Buddy, nietrwałości itd. W ostrokołowym Zen naszym mistrzem jest Duch, historia itd. - ta siła która czasem postawi nam na drodze samochód, drzewo, przypadek).




Albo taki Hoffman Albert. Coś mu powiedziało by jeszcze raz przetestować substancję którą już dawno odłożył do katalogu "nieprzydatnych" a potem wsiąść na rower. Na szczęście zachowało się zdjęcie z tego co nastąpiło chwilę potem:






Trzeba więc uważać na rowerzystów - na wszystkich poziomach rozumienia krążą jak ciała niebieskie we wzajemnym swym stosunku ukrywając prawdę o Wszechświecie. Jest  takich kilka spiskowych socjet które rozpracowuję. Dążą do zamykania ulic i odbierają ludziom wolność do jazdy samochodem. Propagują kolarski faszyzm i ezoteryczny mesjanizm ostrokołowy.  Ale to innym razem, jeżeli mnie nie zlikwidują wystrzeliwując we mnie piękną aktorkę na trzydziestokilowym holendrze bez hamulców.W takim stylu skończywszy mój badawczy żywiot:




sobota, 20 lipca 2013

Nautica Pista Horror

Pojechałem do Świnoujścia by wdychać ducha pruskiego militaryzmu w atmosferze morskiej. Byłem w muzem, leciał Wagner i oglądałem kukłę szturmowca z Wielkiej Wojny. Pancerne blachy na piersi, wiązki granatów i zaostrzona saperka do odrąbywania głów. I dużo dużo Ducha.

 Śnię nautica horror i gram w Wasted Land na ajfonie. Taka aplikacja która przy odpalaniu wyświetla logo Chaosium więc mocne Fhtagn! dla kumatych.


Szkoda że nie ma nas tu więcej, dobra zabawa na wieczór by brodząc w morzu wzywać potworów z głębin rzucając im na żer własną poczytalność , if i were a deep one... 
Tak mi czas płynął aż tu dziś poszedłem posłuchać Ziemkiewicza. Potem książka, autograf - dedykacja dla

Wielkiego Teoretyka Krakowskiego Mesjanizmu Ostrokołowego.

Weź tu wytłumacz co to ostre koło. Nie da się. Niewytłumaczalne. Pozajęzykowe zjawisko. Współczesność. Tu i teraz.  Dostałem wpis a potem patrzę - idzie Sawka. No to ja zrzuciłem w dół kilka ząbków w ukrytych przekładniach mego jestestwa i podbiłem do znanego rysownika. I mówię, rysuj mi pan tu rower.  Myślę sobie jakie to piękne magiczne combo będzie. Ale co patrzę - jak na mój gust to on mi diabła tam wymalował!


I jakie, jakie to dziwne jest. Tu mesjanizm a tu diabeł. W książce o Polsce. Co to mówi, o mnie, o Ziemkiewiczu i Sawce, o Polsce. W pierwszym kwadransie wkurwienie odebrało mi rozum. Jak to kurwa, kurwa. Popisał mi ksiażkę, zburzył koncept. Tak to żeglarz narzeka na fale. A jednak to się jakoś składa w całość. Może prawda twki w Piście. W przedniej piaście. Dlatego trzeba ją rozkręcać, szukać. Patrzeć na kuleczki, czytać z nano rysek na kuleczkach jak rzymski wróżbita z lotu ptaków. Rozkładać i składać swój sprzęt jak strzelec  wyborowy swój karabin.  W tym tkwi jakaś - powiedziałby Arystoteles - cnota

niedziela, 14 lipca 2013

Szabas attack albo przechytrzyć Boga rowerem.


Obejrzałem wiec taki film - Wiara Czyni Czuba. Wart uwagi.



 Pokazano tam dziwną pracownię w której powstają różne takie zmyślne urządzenia elektroniczne mające omijać nakazy którym podlegają ortodoksyjni Żydzi w Szabas. Trochę tego jest. Nie mogą wciskać guzików więc robią specjalne windy która zatrzymują się na każdym piętrze. Albo taka perełka:

Talmudyczne wymagania dotyczące przestrzegania szabasu obejmują m.in. zakaz naciskania przycisków i używania klasycznych wyłączników, zatem inżynierowie pracujący w kooperacji z rabinami czuwającymi nad przestrzeganiem Halachy (prawa żydowskiego), w praktyce głowią się nad wymyślaniem różnych sposobów obejścia zakazów.
Wymagane w operacjach wojskowych systemy komputerowe typu Masua i Sheder Cham 400 posiadają już swego rodzaju certyfikat koszerności szabasowej, lecz trwają prace nad udoskonaleniem ich oraz nad rozwojem nowych systemów, szczególnie tych używanych przez personel medyczny.

link

To taki powiedzmy - NJS nieco tylko bardziej zwariowany. Są  zakazy dotyczące trudnej sztuki szabasowej lokomocji. Dziadek opowiadał że istnieje zakaz podróżowania no chyba że podróż ma miejsce na wodzie. Więc taki pobożny Żyd wkładał pod siedzenie butelkę wody i już mógł jechać dorożką przed siebie. Takie klimaty.


Więc gdy zobaczyłem ten  dziwny rower poniżej - w pierwszym odruchy wziąłem to za wytworną próbę obejścia szabasowego prawa. Kto wie. Może i tak jest w rzeczywistości. Sprytne. Przechytrzyć Boga rowerem - da się? Da.