No nie wiem, wszystkie te sprzeczki. Jest bóg nie ma boga jest nie ma itd. Są fajniejsze tematy do rozmyślań.
A jeżeli ten Bóg co stworzył świat to jest Zły Bóg? Bo świat jest pełen cierpienia i śmierci. A to zawsze było istotnym problemem teologicznym. . Dlatego ostrokołowy mesjanista pragnie uciec od tej złej materii, uciec od niej na rowerze - oczywiście. By jak najmniej materii mieć w obręczach. Karbon jest niemal niematerialny. Anioły są z karbonu. Na przykład. Gdy ciśniesz podjazd walczysz z grawitacją ową- najbardziej ohydną z sił. Grawitacja jest parszywą emanacją materii.
A pęd ku budowaniu lekkich kół jest dumnym wzgardzeniem masą i materią. I to jest dobry argument gdy ktoś spyta dlaczego ten mostek jest taki drogi. Alby gdy sam siebie kiedyś o to spytasz, nie daj boże. Od razu zadam pokutę , z góry (że tak powiem). Jeździj, jeździj jeszcze więcej bo za dużo myślisz.
Zły Bóg zmalował materię i świat i nas w niego powtykał. A ten Dobry (bo jest też ten Dobry, oczywiście i na szczęście) gdzieś tam siedzi ale taki jakiś ukryty, wycofany. Bo tym światem rządzi ten zły i on nas oszukuje że jest Jedyny i Dobry. Zły to ten Bóg co go w kościołach się błaga o litość na kolanach (serio widziałem, dorośli ludzie tak robią).
I to jest ciekawe bo zakłada pobudzającą niepewność i ukryte dno. Dobrze przygotowuje człowieka do życia, gorzej do posłuszeństwa ale jak ktoś już zauważył życie jest nieposłuszne ludzkim prawom. Dlatego ludzie którzy oddawali się takim rozmyślaniom byli bezceremonialni zabijani, całe ich miasta wyrzynano dla pewności. Organizacja która za to odpowiada funkcjonuje nadal i radośnie święci kolejnych funkcjonariuszy ale dajmy im teraz spokój bo przecież świat jest zły już to wiemy nie trzeba powtarzać.
Ten gnostycki (bo tak to się nazywa) styl patrzenia na wskroś, ta idea boga ukrytego, rzeczywistości stworzonej przez złego stwórcę - Demiurga... Tak, to jest coś o czym można myśleć gdy się ciśnie sto mil w słońcu południa na karbonowym widelcu i oponach 30mm. Scena prawie jak z Kuszenia Świętego Antoniego Flauberta i tak ma być. To znak że idzie dobrze. Oto nam chodzi bowiem, by taki efekt uzyskać wychodząc na rower. To jest bowiem stylówa wyższego rzędu.
Są tacy kolekcjonerzy którzy płacą miliony za kradzione dzieła. Nawet nie mogą się nimi pochwalić, trzymają je pod kluczem w ukrytym pokoju w swojej ukrytej posiadłości na ukrytej wyspie. I czasem siadają w fotelu i samotnie delektują się posiadaniem wyjątkowego przedmiotu, w tajemnicy przed całym światem. I to jest dobra ilustracja tego czym jest totalna immanentość. Czymś podobnym jest owa stylówa wyższego rzędu, całe przedstawienie grasz sam w sobie, a satysfakcja idzie w parze z absolutną hermetyczną dyskrecją.
Ostrokołowiec to moja ulubiona fałszywa tożsamość. Mesjanizm, Pista - jakie to malownicze. Ostre koło. I nagle, nagle odkrywam że gdzieś za ostrym kołem które przecież miało być już samą ostatecznością - coś jeszcze jest i daje mi znaki! Sytuacja niemal analogiczna jak z gnostyckim ukrytym bogiem.
Nie wiem co na to Pista, już się gubię. Chciałem tylko powiedzieć że mam teraz elegancki rower, są canti, są przerzutki. Można cisnąć gravel race, można korzystąc z dobrodziejstw wolnobiegu. Niemal gnostyczne przebudzenie przeżyłem. Wyzwolenie z kolorowego świata ostrego koła stworzonego przez Złego Demiurga. Że tak to nieco pompatycznie ujmę w słowa. Co za przyjemność pójść na rower i nie być przez moment ostrokołowcem. Co za radość bezkarnie mieć sobie dwóch bogów.
Almanzo100 from Royal Antler on Vimeo.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz