piątek, 3 maja 2013

Alfred Jarry "Nadsamiec"




Broń wyrzucała kule dum-dum. Z elektrycznego guzika nie zostało nic, a niewiele więcej z przepierzenia, o czym świadczył urwany wrzask Bogu ducha winnego zjadacza przystawek w przyległym gabinecie. Lecz guzik elektryczny, trafiony w samo sedno, posłał momentalnie prąd do dzwonka.
 Zjawił się kelner.
-Drugą flaszkę alkoholu! - rozkazał Elson!

Natrafiłem ostatnio na taką książkę. Zakładam że ktoś z was mógł zapomnieć raz kasku wychodząc z domu z zamiarem uprawiania ostrego hill-bombingu. I zarywszy głową w asfalt uszkodził sobie pewne obszary w mózgu. I teraz czyta tego bloga w ramach rekonwalescencji. Po cichu ma także nadzieje zrozumieć czym była ta siła która kazała mu zapierdalać bez hamulców w dół ulicy na torowym rowerze. Zakładając że nie było to bezmyślne naśladownictwo wyczynów podpatrzonych na YouTube. Choć owczy pęd jest jedną z najpotężniejszych sił psychicznych to pamiętaj - lepiej żyć jeden dzień jak wilk niż sto lat jak owca.

Powzięty wespół z Arthurem Gough pomysł Elsona by po rozpoczęciu fabrykacji "Perpetual-Motion-Food" lansować ów produkt poprzez wyścig odżywianej tylko nim ekipy cyklistów z pociągiem ekspresowym nie stanowił bynajmniej precedensu.

I jeżeli ty jesteś tym czytelnikiem to pozdrawiam serdecznie i ponieważ wiem że kalectwo jakim się obdarzyłeś odebrało Tobie subtelną umiejętność czytania obrazów symbolicznych to podpowiem. Okładka książki Nadsamiec przestawia wielkiego kutasa na rowerze wyścigowym. Reszta z was oczywiście zobaczyła to od razu. Dodając do tego zdumiewający tytuł i dopisek na dole - Proza Obca - otrzymujemy niezłą mieszankę obok której nie wyobrażam sobie bym mógł przejść obojętnie.



Alfred Jarry który popełnił to dziełko w 1902 roku - był ciekawym typem. Może znacie go z takiej książki jak Ubu Król Czyli Polacy. W tym miejscu pozdrawiamy krakowskich mesjanistów ostrokołowych którzy już pewnie łączą te fakty na swój sposób w najpiękniejszą teorię dziejów.

Alfred był bohaterem paryskiej bohemy i jeździł na rowerze. Nie tylko jeździł - był zapalonym cyklistą. Kto wie, może było to nawet ostre koło. Mamy więc oto archetyp hipstera który siedzi w kawiarni, coś tam pisze i jeździ na ostrym. Nie żartuję. Oto pra hipsters ostrokołowy.



Zmarł w wieku 34 lat głównie z powodu gruźlicy napędzonej dodatkowo nadużywaniem alkoholu i narkotyków. Dosyć żartów ciule.

Zafascynowany ruchami kierownicy, ze wzrokiem wlepionym w przednie koło, niczym nie zdradzał świadomości, że każda z daremnych, głupawych ewolucji pcha go wprost pod dalekobieżny ekspres, rozpędzony tuż za nim do trzystu kilometrów na godzinę.

Kocham przełom XIX i XX wieku. Rodzące się nowe czasy. Te ich wszystkie dziwne pomysły, klimat intelektualny, zachwyt techniką. Dobra, to wszystko to jest temat na zupełnie inny odrębny post a nawet całą ich serię. Jest  o czym mówić, jest czym się zachwycać. Teraz książka.

Osią opowieści jest badanie granic ludzkich sił a raczej ekstatyczne doświadczanie ich nieograniczoności. I to w dwojaki sposób. Z jednej strony - w akcie miłosnym a z drugiej w szaleńczej pędzie na rowerze wyścigowym. Sto kilkadziesiąt stron wypełnionych groteską, wspaniałą literaturą francuską w której czuć mocno Rabeleisa ale to tylko kolejny zacny komplement.

Pumpy na udach wzdymały się od sprężonych mięśni prostowników! Jego bicykl był wyścigówką, jakiej w życiu nie widziałem, o ledwie widocznych dętkach i przełożeniu wyższego stopnia niż w naszym kwindemie; wprawiał ją w ruch z łatwością, pedałując bez najmniejszego oporu (...) Mięśnie łydek tętniły jak dwa alabastrowe serca. 

Najstarsze tradycje magiczne świata odwoływały się do słowa. Podobnie jak dzisiejsza pop-tradycja biznesowo magiczna dla ubogich czyli NLP (tzw. neurolingwistyczne programowanie). Świetnie sprawdza się to w lekturze Nadsamca. Szaleńcze przebogate korowody słów (jak to u Rabelaisa) powtarzające w nieskończoność kłamstwo o niewyczerpalności sił ludzkich spowodowały że potem przez całą noc nie spałem oglądając film z filmem. I wcale mi się spać nie chciało.

Czy to morale rozbudzone absurdem literatury jaką zażyłem, czy tak jak wspaniały wódz przed żołnierzem - Jarry roztoczył przedemną wizję która wzbudziła we mnie siły jakich wcześniej nie przeczuwałem? Bzdura jest najpierwotniejszą najsilniejszą energią wszechświata. Jakoś tak brzmiało to zdanie które wychwyciłem z książki.

Uwielbiam klimat tamtejszej pseudonauki. Gdy alkohol i wołowina zaprawiona strychniną były super jedzeniem dla kolarzy. Coś świat stracił po drodze. Gdy patrzę na dzisiejszy peleton, jedzenie wyciskane z tubek, wszystko jakieś takie sterylne i bez wąsów. Trochę takie uczucie jak patrzę na seryjne ostre koła. Złożone przez ludzi którzy się nie znają dla ludzi którzy się nie znają a wszystko to z miłości do pieniądza za który to przypominam - nie da się kupić stylu.

 Ostatnio przypadkiem na moment kupując opony zostały wkręcony w proces projektowania roweru który pewnie będzie można kupić w przyszłym sezonie. Dowiedziałem się że teraz poleca się siodełka ze sprężynami do ostrego koła, że teraz takie są. Jaki ja jestem w niedoczasie. Skryjcie się pod moimi ramionami w moim niedoczasie, czasu może mało ale miejsca dla wszystkich.

Książka jest pełna świetnej francuskiej pieprznej erotyki. Ponieważ jedną z moim fałszywych tożsamości jest recenzent filmów pornograficznych na pewnym portalu (klik) mogę stwierdzić ze znawstwem że mamy tu niezły przykład tego jak w świetny sposób można przedstawić komuś sferę zmysłową. Pięknie pisze Jarry.


Całość stanowi cudną mieszankę czarnego humoru, erotyki i elementów science fiction. Pobudzi wytrawnego ostrokołowca do jeszcze bardziej morderczych podjazdów i pozbawi do reszty skrupułów w materii erotycznej. Widziałem jeszcze kilka egzemplarzy w outlecie Empiku na Rynku za 10 zł. Bądź szybki.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz