wtorek, 26 stycznia 2010

open notatki koncepcyjne , komentarz w komentarz

Ostatnio publikując koncepcyjne notatki ostrokołowe wywołałem bezwiednie dysputę którą uciął św Jan od Ducze swoją kantowską krytyką tego jak to obeszliśmy się z ekstensją pojęć, co nas wyprowadziło w konsekwencji w iglasty lubuski las z przydziału. Chciałbym mu podziękować ponieważ wykorzystalem dziś czas stojąć u rzeźnika na skrupulatne zmyślanie teorii. Czas u rzeźnika to czas szczególny dla człowieka we mnie. Gdyby nie wytknięcie konsekwencji mówienia o ostrym i "rowerze" jako o prostokącie i kwadracie, nie miałbym możliwości by pójść dalej w materii.

Początkowo w odpowiedzi stworzyłem ejdetyczny opis stworzenia świata jako mitu o kontrze, wolnobiegu i pierwszym poruszycielu, ale szybko pojąłem że krytyka Jana dotyczyła konkretnego zastosowania przykładu obrazującego a nie tego co ma być obrazowane gdyż co do tego ani sposób myśleć inaczej.

więc otwarty na olśnienia doznałem go se w kolejce po fileta.

OLŚNIENIE

Zrozumiałem że samo porównanie "ostrego bądz co bądz koła" do kwadratu czy też prostokątu siłą rzeczy MUSI (prawo istotowe) zrodzić nieskończone aporie, sprzeczności, nonsensy. Już właśnie zatrzymując się w ćwierć pierwszego kroku, na tym onirycznym studium metajęzyka zobaczymy że dalej iść nie warto. Tu koło, tu kwadrat.


Przepaść między kołem a kwadratem jest natury niepojętej. Nie sposób nawet szlanki wody podać z istoty koła do istoty kwadratu. Kwadrat jest skończonością, koło jest nie-skończonością. Słynny problem kwadratury koła można streścić w ten sposób: niemożliwe jest mając kwadrat uczynić koło o takim samym polu. Ponieważ liczenie kwadratu to poslużenie się kwadratem (samym w sobie) a liczenie koła to posłużenie się Pi (jeszcze raz dziękuje Jane, musimy sobie uszyć mundury, cztery duże i jeden na 64cm). Pi natomiast to liczba w skrócie mówiąc, nieskończona. To nieskończona przepaść między 3.14 a 3.15. Dlatego przyrównywanie koła do kwadratu to absurd.

I może odkrywa to pewną naturę koła (więc zarazem ostrego koła) jako wiecznej tajemnicy z której codziennie korzystamy? Jakieś przestrzeni magicznej, pitagorejskiej.

Czy filozofia jest jak liczba Pi? Czy możemy czynić coraz to dokładniejsze przybliżenia rozumienia podstawowych struktur świadomości nigdy nie osiągając ostatniej cyfry zapisu? Z jednej strony tak. Z drugiej koła istnieją i używamy ich na codzień czerpiąc do woli z ich nieskończoności nie czyniąc z niej problemu. Jak ma się to do filozofii? Może nijak.


xxx

książka bez fabuły, jak porno. same "momenty".

poniedziałek, 25 stycznia 2010

Znalezisko w roli planszówka



Wykopaliska z epoki. Na planszy widzimy wyścig Praha-Warszawa via Wrocław. Więcej.

czwartek, 21 stycznia 2010

open notatki koncepcyjne

w czym sie spelnia ostrokolowiec, co jest jego istotą (stół jest stołem, morderca zabija a co robi ostrokołowiec?)

filozoficzne bo nie wiadomo. bo z szosą wiadomo,
ostre koło to pytanie istotowe (mimo wszystko jest istotą tego co nazywamy rowerem). epoche jako odjecie hamulców kierownicy zebatek itd.

byt analogia , ostre koło. bo może byc ostrokołowa czapeczka, ostrokolowe patrzenie na rower i jezdzenie jest mimo wszystko tak samo ostrokolowe. naciągam i naciągam. wszystko można powiedzieć o wszystkim.

mówi się (ktoś mówi, mówca mówi gdy wypluje już kamień z ust) że ostre koło to najbardziej filozoficzny rower. tzn wszystkie rowery sa w jakimś stopniu filozoficzne ale dopiero ostre koło jest filozoficzne najbardziej. Jak wiadomo, nie wiadomo o co chodzi z ostrym kołem. Z każdym kolarstwem wiadomo ale z ostrym nie wiadomo. jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o ostre koło.

i właśnie to -nie wiadomo co- zawsze było wyzwaniem właśnie dla filozofii. Gdy już udało się uchwycić przedmiot w szczypce nauki, to już był tam chyba że filozofia uchwyciła szczypce nauki jako -nie wiadomo co- i znów była wolność a broda rosła na słońcu nienękana naiwnymi pytaniami naukowców. takie czasy też były.

gdyby chrystus nagrywał na jutjuba, wiele problemów znikłoby (Tołstoj)

więc ponieważ wiadomo że szosowiec na szose, góral w góry a ostrokołowiec przed laptopa, to widać że ostre koło rodzi pewne pytania na które brak odpowiedzi. i chocby dlatego jest to rower najbardziej filozoficzny, zakamuflowane pytanie o arche.

epoche zastosowana do klasycznej szosówki da w wyniku ostre koło. czyli ostre jest istotą. czyli nawet przez sam nawyk tego że coś się dzieje w świecie fizycznym (potraktujmy ostre koło jak model, tak jak są modele atomu tutaj mamy model redukcji ejdetycznej) może to spowodować bezwiedne próby stosowania tego w innych częściach świata, np wewnątrz umysłu. Bóg jeden wie do czego to może prowadzić.

Był taki słynny Goedel , logik i kumpel Einsteina i utrzymywał on kiedyś że Husserl swoją metodą fenomenologiczną odkrył coś takiego co musiał utrzymywać w tajemnicy by Struktura Świata go nie zabiła. A nam się za to płaci.

półposta

Z jednej strony mamy tysiąc opowieści o tym jak to jechaliśmy i nagle między pędzącym autobusem a bezdenną przepaścią ktoś otworzył nam drzwi w twarz, rajbany nam zaparowały a mimo tego wyszliśmy cało i do tego z dobrym humorem na reszte życia . A z drugiej strony mamy tysiąc opowieści jak to wyjebaliśmy się jadąc po prostej pustej drodze albo pisząc bloga w kuchni.
Dla mnie to jeszcze jeden przykład na to że dziesięc (dziesięć!) kategorii Arystotelesa to za mało by zrozumieć rzeczywistość. Rzeczywistość to nie tylko "miejsce". Czasem najwięcej się robi, gdy się nic nie robi (tao, ostre koło ludzkiej "woli").

xxx

W kolarstwie wyczynowym chodzi o wyczyn, w kolarstwie wycieczkowym chodzi o wycieczki, a o co chodzi w ostrym kole?

piątek, 15 stycznia 2010

Momenty Kolarstwa

Dziś przeglądałem blog Raphy i nasunęła mi się taka niby oczywista rzecz ale krzepiąca i dająca nadzieję w myśleniu o ludzkości (a to coś ważnego, szczególnie dla filozofii człowieka)




Otóż różne elementy można dostrzegać w kolarstwie i eksponować jako znaczące. Naprzykład dla części szosowców jest to postawa pełnej atencji dla wyczynu, co widać np po tym jak się ubierają na szosę, jakimi informacjami lubią się karmić, o czym i jak myśleć, gdy myślą o rowerze.

Dla części ostrokołowców jest to np miejski charakter swojej pasji, jej dziwaczność (dobrze pojęta), śmiałość, szaleństwo, odwaga w przemierzaniu miasta, śmiałkowatość, bycie dandysem ostrokołowym, piękno roweru, klasyka włoskiego kolarstwa, dbałość o fitness, zbeemiksowanie szosy, dizajnowatość itd.



Sporo jest takich husserlowskich momentów poprzez które postrzegamy zjawisko (dobrze że filozofia choć zna pojęcie ortodoksji, to nie ogarnęła pojęcia herezji i szeleństwa inkwizycji, good for me). I dziś sobie uświadomiłem że jednym ważniejszych jest dla mnie moment wyjechanie z kolegami za miasto, w zimne powietrze, w jakąś magiczną ziemie nie objętą procesem mechanizacji ducha, w niezschrystianizowane polne drogi, w Przestrzeń Chopina i w Wąwóz Mickiewicza. Bez pierścieni, bez wulkanów, jak zwierzęta.

środa, 13 stycznia 2010

Me ne velo



Sny.

Przyśniło mi się dziś że jechałem na ostrym do trików i robiłem triki. Jechałem po ulicy Smoleńsk od Kina Kijów a miasto wyglądało piękniej niż zwykle. Planowałem też zrobić sobie tatuaże i zostać jednym z was.

xxx

żartowałem.

xxx

dzień wcześniej śniło mi się że jechałem na ostrym które teraz składam, a którego historię kiedyś poznacie. I zapaliła mi się przednia szytka. Wiąże to z tym że dmucha się ją do 60psi a podczas gdy ZIPP robi poszerzone obręcze do crossu (by większa była powierzchnia klejenia) to ja założyłem ją na Shamala Piste który jest węższy nawet od Campagnolo Pista nie mówiąc o najbardziej wymyślnych karbonowych ZIPPach. Dobranoc.

niedziela, 10 stycznia 2010

niedziela bez dwóch zdań

Mam minimalne wyrzuty sumienia, choć prędzej nazwałbym to kacem i bardziej oddawałoby to właściwą naturę rzeczy. Kac ma naturę fizjologiczną od początku do końca, wyrzuty sumienia natomiast to rozmyślanie ponad potrzebę. Trwonienie czasu na rozmowy z botem (Counter Strike), że tak powiem. Wiecie co się robi z botami (Peja) ? Desert Eagle, amunicja 44 i kościuszką w łeb.


Xxx


Niemniej oczywiście wbrew radom taty obejrzałem kilka filmów, przeczytałem trochę tekstu i zadałem sobie jedno, najważniejsze pytanie. Jak to wszsytko się ma do ostrego koła?


Xxx


Obejrzałem wczoraj Charlie i fabryka czekolady (Tim Burton) i pomyślałem czy ostre koło nie jest jakimś radykalnym pogwałceniem „głównego nurtu kultury” (Wyborcza). Jak wiadomo istniało niegdyś coś co nazywalo się głównym nurtem kultury a czego racją było raczej to że kanał dystrybucji był jeden a zmiany zachodziły powoli niż to że ta kultura była jakaś mega fajna i klawa. Raczej traktowano ją jako odwieczną i niezmienną a umacniała to władza czyli ludzie którzy czerpali największe profity z danego stanu rzeczy tj król , królowa i papież. Nic nie ujmując potrzebie duchowego oświecenia czy też cnocie bycia dobrym managerem kraju to wymienione posady sankcjonowane przez kulturę służyły głównie upajaniu się władzą i przepuszczaniu niezłej ilości pieniędzy na pałace i dziwki a mało miały wspólnego z wypełnianiem tzw misji na którą to wszyscy łożyli całkiem niezły i przymusowy abonament. I tak ta kultura sobie jechała wykształcając obyczaje i ujarzmiając w ludziach kreatywność (twierdzenie że ten głos w twojej głowie to głos szatana...) i dziś np. mamy konserwatyzm który pojmowany inaczej niż jako pewna estetyczna postawa jest błędem. Nie można przeciwstawiać przeszłości przyszłości. Chyba tylko człowiek mógł wymyśleć coś takiego.


Xxx


I żyjemy w takich fajnych czasach, że ludzie aż się gubią w tym wszystkim. Osoby z tatuażami, geje czy filozofowie są „subkulturami” które gdzieś tam sobie egzystują, coś tam sobie robiąc dziwnego podczas gdy „prawdziwi ludzie” żyją sobie nadal w „rzeczywistości” nie chadzając po prostu tam gdzie chadzają odmieńcy którzy przeminą wraz z modą podczas gdy „normalna” kultura będzie sobie trwać wiecznie. I teraz pojawia się ostre koło. Odmieńcy jak chuj, co by tu nie mówić. Nawet nie robią brrrumbrumbrum jak motocykliści. I nie mówię tu o tych fixiarzach co jak pierwsi rzymscy chrześcijanie pokitrani w katakumbach ukrywają się na zapomnianych poziomach parkingów piętrowych ćwicząc się w swoich niezrozumiałych i nikomu niepotrzebnych skillsach. Mówię o tych co jeżdżąc po ulicach łamią całe dotychczasowe rozumienie komunikacji miejskiej. Są niczym Kant czy Kartezjusz którzy przyszli po latach scholastycznego dziobania. Zamiast kupowania samochodu na mozolny kredyt poskładali sobie rowery i myślą że są fajni! I to na oczach wszystkich? Przed tak tłumnie stłoczoną publicznością w godzinie szczytu.


Xxx


i fakt tego że ostre koło tak bardzo weszło przed oczy i pod koła „głównego nurtu kultury” mam za fakt znaczący, coś co pomoże zrozumieć dlaczego ostre koło jest jedyne w swoim rodzaju, dlaczego wraz z pojawieniem się ostrego koła nastąpiło na świecie pęknięcie tożsame z przyjściem Mesjasza. Ba, od razu czterech takich naraz.


Xxx


inna rzecz że ostre koło wpasowało mi się w pewne myślenia o fenomenie rozumienia. Rozumienie jest jednym z filarów człowieczeństwa. Rozumiemy to że jesteśmy, oto co nas różni od zwierząt. Rozumiemy siebie nawzajem gdy używamy języka. Rozumienie jest bez wątpienia pewnego rodzaju aktem umysłu tym bardziej jara mnie obserwowanie aktów niezrozumienia gdyż nauka z nich płynie i pożytek taki jaką ma student medycyny oglądający zrakowaciałe mózgi w słoiku.


Więc gdy czytam ten słynny już felieton antyostrokołowy gdzie autor przejechał się sam na sobie, czym sprowokował lawinę spowiedzi, bo przecież każdy coś sobie myśli, snuje w głowiek jakieś teorie o innych ludziach o swiecie itd. ale o wiele rzadziej już je komunikują. No i taki felieton dał niepowtarzalna szanse zaprezentować swoje przemyslenia ludziom którzy się tylko patrzą. Swoją drogą doskonałe badanie socjologiczne, ale o tym za chwile.

Tym na co teraz chce zwrócić uwage ta przepaść, pęknięcie między człowiekiem który rozumie a tym który nie rozumie. To pęknięcie jak fizyka przed einstainem a ta po. Ten który nie rozumie nie może bronić swego , bo nie wie przed czym broni, ten który rozumie natomiast niech robi co chce.

Widać tu analogie do judaizmu i chrześcijaństwa ale nie będe jej rozwijał.


I gdy osoba która nigdy nie jezdziła na ostrym mówi, wypowiada się jakby rozumiała i wypowiada się patrząc spoza, przypomina mi to ocenianie osoby nie będąc w jej głowie czyli nie będąc nią. Jakże to często słychać „leń” „ten to nic nie umie tylko by siedział na kanapie” „on to zrobił specjalnie” itd. można by to spisać na zwykłe buractwo któremu forum służy jako pożywka, ale myślę że mamy tu do czynienia z przejawem pewnej ukrytej tendencji, powiedziałbym gdybym był Kapitanem Klossem że oto widzimy dym a zainteresowanie nasze wzbudza ogień w piecu gdzieś u dołu tego wysokiego komina.


Xxx


Skończyła się ankieta, Ci z was którzy mnie znają osobiście wiedzą że studiowałem kiedyś socjologię i ankieta jest dla mnie gwizdkiem do myślenia. Już niczym absolwent kursu Marines, do końca życia widząc wyniku sondażu będę zrywał się i bezwiednie podawał korelacje, interpretacje i kwadrat chi.

Nie wiem czy wszyscy zrozumieli że nie pytam się o to z czego chciałbyś mieć ramę. Pytałem o to z czego macie serca. Dla ułatwienia opcję -nie wiem- zakamuflowałem pod odpowiedzią z gazu cieplarnianego. Ucieszyła mnie popularność tajtenium, to wszystko.


Xxx


Zająłem się ostatnio liczeniem w tył od stu i zauważyłem że ludzie którzy tego nigdy nie robili śmiało sądzą tej praktyki przydatność, podobnie jak ci co na ostre nigdy nie wsiedli sądzą ostre jako niewiarygodnie niewygodne niepraktyczne i tylko lansem kuszące biedne dusze. Husserl pisał że filozofia powinna zostać zbudowana jako nauka o podstawowych strukturach świadomości. Ja nie wiem czy akurat to miał na myśli że ludzie mylą ogień z dymem, że jest to jakaś forma daltonizmu, dysfunkcji rozumienia ale może i to właśnie miał na myśli, tę podstawową ludzką przychylność ku pomyłce.


Inny fajny filozof kant który odmienił metafizyke zwrócił uwage na fakt że nie sposób uprawiać jej w sposób teoretyczny a jedynie poprzez specyficzne doświadczenie. Jakże tak samo z ostrym kołem się rzecz ma i z liczeniem od stu w tył. Piszę to wam, bo wiem że rozumiecie czym jest ostre koło i wiem że rozumiecie różnice między wami a ludźmi którzy nie rozumieją. Być może ten ciągły ruch w przestrzeni rozumienia to jest właśnie prometeizm, to jest właśnie filozofia która ma zaspokoić ssanie tej bezdennej czarnej dziury którą można zaspokoić jedynie naprawdę wielkim kutasem ludzkiego geniuszu?


I tak naokoło chciałbym przedstawić wam moją premierową recenzję sztuki trudnej i wymagającej, filmu porno bez dwóch zdań.


środa, 6 stycznia 2010

Rozwiązanie pasztetu ostrokołowego

Nieoczekiwanie moja skromna monografia o pasztecie niemieckich spadochroniarzy, tzw Fallshrimjager Pasztatenn zwanym czule przez żółnierzy 7 Dywizji Lotniczej Pastą Masonów w związku z konszachtami między wzmiankowana bojówką nazi wegan a podmorską lożą masonów założoną przez kapitana nemo wzbudziła niemały odzew wsród czytelników. Otrzymałem wiele dociekliwych meili. Za wszystkie pytania dziękuje, nie na wszystkie mogę odpowiedzieć ale postaram się przynajmniej sporządzić lekki aperitif dla coniektórych wszystkożernych (jakże to ontologiczne) waszych ciekawości...

Nie wiem czym są dojcze tony*. I nie wiem czy chcę wiedzieć bo gdybym chciał to bym się dowiedział, kto wie, być może od jednego/jednej z was i to już niebawem.

Pogłoski jakkolwiek sekretnym składnikiem pasztetu byli więźniowie z obozów zagłady okazały się jedynie czarnym pijarem uprawianym po wojnie przez komunistyczną propagandę która za wszelką cenę chciała zanegować człowieczeństwo nazistów a przy okazji też faszystów. Nie znalazło to potwierdzenia w jakichkolwiek badaniach źródłowych jakkolwiek nie da się ukryć że pod koniec wojny głównym pomysłodawcom Trzeciej Rzeszy naprawdę odpierdoliło i wszystkiego można się było po nich spodziewać. Dla uspokojenia dodam że receptura wykradziona przez ostrokołowców Wołoszańskiemu to oryginalny owoc trzynastogodzinnej pracy w noc po kultowej już satelitarnej obserwacji pułkownika Kurta Studenta, po prostu pasztet właściwy i wszystkie produkty znajdziecie bez problemu w lokalno-globalnym pobliskim supermarkecie, obejdzie się więc bez bluźnierczych ekshumacji.


Niemniej w końcowym okresie wojny jakiś natchniony niemiec potomek tej tak zdolnej do abstrakcyjnego namysłu burżuazji wykombinował odrzutowy samolocik który by latał na pył węglowy i podupcał tysiąc szejset na godzinę co było bardzo dużo. W końcu go nie zrobili ale zrobili model szybowcowy

by skumać aerodynamikę, okazało że aerodynamika była naprawdę iście szwabska.


by nie nadużywać już waszej ciekawości...

Fallschminnjager Paszteten (Pasztet Ostrokołowy)


szklanka soczewicy zielonej z tesko (ok 3zł za paczke)

duża łyżka przecieru pomidorowego

sześć najpiękniejszych pieczarek

cebula

medium smażące typu kujawski choćby.

Pieprz i sól do smak



szklanke soczewicy zalewamy w garnku wodą na noc,

następnego dnia gotujemy ją w tej samej wodzie. Gotujemy aż się zrobi zjadliwa, na opakowaniu mogą być pewne ukryte wskazówki.

Niezależnie i undergrandowo myjemy pieczarki, kroimy na plasterki i razem z tak samo potraktowaną cebulką podsmażamy aż się zrobią jak trzeba.



Ugotowaną soczewice przelewamy na sito, czekamy aż troche wystygnie i łączymy z usmażonymi poprzednio ingrediencjami, dodajemy łyżkę przecieru sól i pieprz wedle własnego systemu wartości i katujemy całość przyrządem do miksowania, np takim:



otrzymujemy pasztet który ma mase białka, jest zdrowy, tru hendmejd, ma dużo witamin i niewidzialnych minerałów, może czekać w lodówce kilka dni aż zgłodniejecie i za trzy złote macie tego pasztetu cały garnek za co należy się nobel z ekonomii. potem wystarczy bułka, chleb i przyrumienić masową wyobraźnie:

wtorek, 5 stycznia 2010

Prolog do tajemnicy pasztetu ostrokołowego

Gdy już spokojnie w noc śpi w wodzie wasza soczewica, w oczekiwaniu na ten Wielki Dzień jest czas by usiąść spokojnie, włożyć smoczki tym co bez tego nie zasną i przyswoić sobie rys historyczny który przygotuje nas na to co ma nastąpić. Bo nie da się zrozumieć tego co jest dziś , bez wiedzy o tym co było wczoraj. Zapraszam.


xxx




„Okno, za oknem świat

za światem - zaświat.”


moje.



Gdy dowódca wojsk spadochronowych Trzeciej Rzeszy zlecił biuru MagicWurstDeutsche opracowanie pasztetu którym miałyby się zajadać doborowe oddziały Wermachtu w drodze do Walhalli nie wiedział że rozpoczynał tym samym najbardziej fascynujący epizod drugiej wojny światowej.


Pierwsze próby mielenia stali i użyźniania jej czarnymi różami wyhodowanymi w księżycowych krajobrazach Peru zakończyły się pełnym sukcesem. Niestety w trakcie lądowania na Krecie w 1941 roku mistrz bokserski Shmelling gdy miał wyskoczyć z samolotu by zdesantować się na greckich rybaków których córki obrabiane były przez angielskich szpiegów , zesrał się w spodnie. Obniżyło to znacznie jego odporność na hedszoty i pogrzebało dalsze próby faszerowania spadochroniarzy zmieloną stalą z zakładów Kruppa. Co ciekawe, prace amerykanów nad podobną recepturą pasztetu zakończyły się sukcesem co zaowocowało zwycięstwem na plażach Normandii a twarzą marki Black Donald produkującej stalowe pasztety został kapral Bonobo który na plaży Utah zaliczył siedemnaście hedszotów a mimo to dalej się uśmiechał i dogryzał Niemcom nie szczędząc soczystych epitetów i kąśliwych uwag na temat ich ogólnego imidżu.

Wracając do niemieckich spadochroniarzy. Po wpadce mistrza boksu fuhrer stracił nadzieję na opracowanie pasztetu. Na szczęście geniusz który resztę wojny spędził na Ibizie wyjeżdżając na wyspę zapomniał zakręcić wody i zalał przydomowe poletko swojej dziewczyny która o niczym nie wiedziała. Dziewczyna się tak wkurwiła że aż się przewróciła i przewracając się najadła soczewicy. Pułkownik Kurt Student który przypadkiem wszystko obserwował z satelity SS wyciągnął wnioski i we współpracy z ezoteryczną bojówką nazi wegan w trzynaście godzin opracował recepturę pasztetu która mogła odmienić losy wojny. Receptura była na tyle prosta by na polu walki można było odnaleźć wszystkie potrzebne składniki z wyjątkiem soczewicy która tym samym zyskała znaczenie strategiczne dla przemysłu spożywczego Trzeciej Rzeszy. W podziemnych kutych w litej skale tunelach Niemcy urządzili pola pieczarek a nad nimi na powierzchni pola soczewicy stylizowane na pola tego czegoś z czego się robi piwo. Ponieważ to coś było dla anglików święte, liczyli na skuteczną zmyłkę. Na szczęście dla sprzymierzonych nie byli aż tak głupi jak wykładała to teoria rasowa Rosenberga i szybko skumali że coś się święci po czym w pizdu roznieśli wszystko bombami atomowymi a dzień ten ogłosili świętem uranu (dzień wolny od pracy).


W obliczu niepowodzenia , najwyższe dowództwo trzeciej rzeszy wysłało do Chin czterysta tysięcy łodzi podwodnych U-23 zgodnie z umową zawartą w tajnych chińskich konsulacie u podnóża góry Śnieżki między konsulem cesarskim a najbardziej popierdolonym dyplomatą z Gestapo. Chiny podarowały nazistowskim Niemcom kilkaset dojcze ton* najwyższej jakości ziaren soczewicy w zamian za dochowanie tajemnicy o tym że Chińczycy pochodzą od psów co ustaliły ponad wszelką wątpliwość specjalna antropologiczna ekspedycja niemieckich naukowców wysłane w tamte rejony świata w roku 1934 a której dalekim potomkiem jest Brad Pitt.


Co ważne pasztet był tani a niemieccy spadochroniarze słynęli z niesłychanego wręcz zamiłowania do koksu i dziwek. Klasyczne już doświadczenie o którym uczą się studenci pierwszego roku filzofii przemysłowej przebiegało w następujący sposób. W zimę roku czterdziestego czwartego czterech skazańców z czarnej karnej kompanii wegan zostało zamkniętych w kontrolowanych celach w katakumbach ruin zamku gdzie nazistowskie zakonnice malowały natchnione obrazy i opracowywały Fenomenologię Szatana , dzieło które dotrwało do dzisiejszych czasów pod zmienionym tytułem Spór o istnienie Świata. W każdej celi były dwa przyciski. Pierwszy, z napisem „Koks Und Kurwen” a drugi z napisem „Jeść Und Drinken”. Tych czterech doborowych weteranów umarło z głodu wciskając wciąż „Koks Und Kurwen” aż pozdychał ostatni. To dobitnie uzmysłowiło zbrodniczym nazistowskim naukowcom że pasztet, by zachęcić spadochroniarza do spożycia nie może być za drogi, tak by starczyło jeszcze akurat na dziwki i koks. Próby produkcji pasztetu z dziwek i koksu podjął bez powodzenia Związek Radziecki który borykał się w tamtym okresie z podobnymi problemami.


(...)


...a potem recepturę ukradli ostrokołowcy z biurka Wołoszańskiego który poszedł do telewizji zajebać relikwią prezesa Furfała, bo ostrokołowcy kradną wszystko i wszystkim, są to pijaki i złodzieje, łączą te dwie natury jak Chrystus naturę ludzka i boską, co ustalone zostanie dopiero na następnym, trzecim już, jeszcze bardziej magicznym i niemożliwie bardziej kultowym krakowskim biennale ostrokołowym Krakopoloco.


de-es (piżą)

xxx

Chciałbym jedynie zaznaczyć temat soczewicy, gdyż zanim zdradzę wam tajemny sekret ducha niemieckich spadochroniarzy-ostrokołowców zapamiętajcie że soczewice moczy się już dzień przed rozpoczęciem działań kuchennych.



powyższe zdjęcie co was może zaskoczyć nie pochodzi z filmu z lui define, jest "prawdziwe".

niedziela, 3 stycznia 2010