środa, 6 stycznia 2010

Rozwiązanie pasztetu ostrokołowego

Nieoczekiwanie moja skromna monografia o pasztecie niemieckich spadochroniarzy, tzw Fallshrimjager Pasztatenn zwanym czule przez żółnierzy 7 Dywizji Lotniczej Pastą Masonów w związku z konszachtami między wzmiankowana bojówką nazi wegan a podmorską lożą masonów założoną przez kapitana nemo wzbudziła niemały odzew wsród czytelników. Otrzymałem wiele dociekliwych meili. Za wszystkie pytania dziękuje, nie na wszystkie mogę odpowiedzieć ale postaram się przynajmniej sporządzić lekki aperitif dla coniektórych wszystkożernych (jakże to ontologiczne) waszych ciekawości...

Nie wiem czym są dojcze tony*. I nie wiem czy chcę wiedzieć bo gdybym chciał to bym się dowiedział, kto wie, być może od jednego/jednej z was i to już niebawem.

Pogłoski jakkolwiek sekretnym składnikiem pasztetu byli więźniowie z obozów zagłady okazały się jedynie czarnym pijarem uprawianym po wojnie przez komunistyczną propagandę która za wszelką cenę chciała zanegować człowieczeństwo nazistów a przy okazji też faszystów. Nie znalazło to potwierdzenia w jakichkolwiek badaniach źródłowych jakkolwiek nie da się ukryć że pod koniec wojny głównym pomysłodawcom Trzeciej Rzeszy naprawdę odpierdoliło i wszystkiego można się było po nich spodziewać. Dla uspokojenia dodam że receptura wykradziona przez ostrokołowców Wołoszańskiemu to oryginalny owoc trzynastogodzinnej pracy w noc po kultowej już satelitarnej obserwacji pułkownika Kurta Studenta, po prostu pasztet właściwy i wszystkie produkty znajdziecie bez problemu w lokalno-globalnym pobliskim supermarkecie, obejdzie się więc bez bluźnierczych ekshumacji.


Niemniej w końcowym okresie wojny jakiś natchniony niemiec potomek tej tak zdolnej do abstrakcyjnego namysłu burżuazji wykombinował odrzutowy samolocik który by latał na pył węglowy i podupcał tysiąc szejset na godzinę co było bardzo dużo. W końcu go nie zrobili ale zrobili model szybowcowy

by skumać aerodynamikę, okazało że aerodynamika była naprawdę iście szwabska.


by nie nadużywać już waszej ciekawości...

Fallschminnjager Paszteten (Pasztet Ostrokołowy)


szklanka soczewicy zielonej z tesko (ok 3zł za paczke)

duża łyżka przecieru pomidorowego

sześć najpiękniejszych pieczarek

cebula

medium smażące typu kujawski choćby.

Pieprz i sól do smak



szklanke soczewicy zalewamy w garnku wodą na noc,

następnego dnia gotujemy ją w tej samej wodzie. Gotujemy aż się zrobi zjadliwa, na opakowaniu mogą być pewne ukryte wskazówki.

Niezależnie i undergrandowo myjemy pieczarki, kroimy na plasterki i razem z tak samo potraktowaną cebulką podsmażamy aż się zrobią jak trzeba.



Ugotowaną soczewice przelewamy na sito, czekamy aż troche wystygnie i łączymy z usmażonymi poprzednio ingrediencjami, dodajemy łyżkę przecieru sól i pieprz wedle własnego systemu wartości i katujemy całość przyrządem do miksowania, np takim:



otrzymujemy pasztet który ma mase białka, jest zdrowy, tru hendmejd, ma dużo witamin i niewidzialnych minerałów, może czekać w lodówce kilka dni aż zgłodniejecie i za trzy złote macie tego pasztetu cały garnek za co należy się nobel z ekonomii. potem wystarczy bułka, chleb i przyrumienić masową wyobraźnie:

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. zrobilem
    jadlem wielokrotnie
    inni tez jedli
    nikt nie cierpi na nadmierne wiatry
    calkiem spoczko

    dziekujemy ci duczekucharzu

    OdpowiedzUsuń