piątek, 25 czerwca 2010

Patrzyłem stanowczo tak długo w mój rower aż zasnąłem. Ta pozorna katatonia poruszyła moich bliskich. Mówią z najprawdziwszą, fizycznie doskonałą troską: poczytaj książke.
odpowiadam : kiedy mi jest dobrze...
Ostrzak wisi na schodach tak że słońce gdy zachodzi - pozornie, wszystko pozornie - to mija po drodze ten rower mój wiszący. Efekt prymitywnego obserwatorium astronomicznego mam więc na wyciągnięcie ręki. Leżałem na kanapie i patrzyłem na rower, zastanawiałem się czy wszystko w porządku, czy słońce lejące się w mostek, czy to jest w porządku?

xxx

potem zasnąłem, powtarzając sobie jedno słowo w tym jednośnie , słowo na które dotychczas nie zwracałem szczególnej uwagi.

xxx

Potem obudziłem się i ruszyłem wypełnić questa by za zarobione punkty doświadczenia opłacić marzenia o małej czerwonej tulejce z napisem TUNE i trzydziestoma dwoma otworami przez które badałbym zjawisko falowości najlepszych szprych jakie można pomyśleć, bo wszystko dla nauki, ba wszystko dla Was i od Was.

xxx

zniknął czerwony brahman pod czarną nawijką. wpierw pierwsza warstwa tam gdzie zwyklem trzymać brahmana. Oto ukryte złoże wygody. Przypieczętowane czarną taśmą izolacyjną - bardzo punk/ potem następna warstwa i oto dwie warstwy grubej owijki - tak się stal w karbon obraca właśnie.
Niepodobało mi się bo niepodobne to było do niczego ale gdy wyjechałem na spacer... co za komfort ulga i spokój... i znów specjalnie wjeżdzałem w co mniejsze dziury by poczuć że nic nie istnieje. I zrozumiałem że czekają mnie teraz miesiące syte od gwiazdorstwa, że coś się obróciło, że wstało oto moje własne demoniczne słońce, jutrznia którą obstawiałem od dawna w ciemno - pozornie, wszystko pozornie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz