10 listopada 2012 miało miejsce kolejne już genialne krakowskie Kryterium. Na Bonarce która specjalnie na tę okoliczność wyglądała jak stare miasto majów zbudowane tylko po to by na starożytną gonitwę mógł patrzeć zazdrosny Jowisz. Co mogę powiedzieć? Tyle że gdy woziłem paczki w Londynie to był taki adres. Ten sam pod którym rozpoczął się Wielki Kryzys i blueberry zgasły. I tam była taka pani z Nigerii i nazywał się Jowisz.
Julka z kolei nagrała filmik z wyścigu który trwa kilkanaście sekund ale oddaje doskonale nastrój chwili. Oni jak to się mówi "cisną" a Zło notuje jakieś aerodemoniczne wnioski stojąc na kresce. Wyobrażam sobie jakie musi teraz przeżywać dylematy natrury wewnętrznej. Przecież on jedyny WIE co się tutaj dzieje naprawdę. Oni myślą że się ścigają a to jest jakieś doświadczenie. Jakieś Occult Science. No, nieważne.
Tym razem włączyłem się do posługi jako sponsor i zwycięzca, tzn pierwszy ostrokołowicz na scenie otrzymał strój rytualny ducze który wygląda jak zwykła czarna koszulka. Cóż. Tak jak chleb w kościele wygląda czasem jak zwykły chleb a podobno nim nie jest. No właśnie tak samo.
I tu moja radość, bo zawodnik któremu pisana była koszulka rozjebał wszystkich. I szosy, i ostre. I tu moje zdziwienie bo myślałem że gdy wszyscy cisną to szosa ma przewagę nad ostrym. A tu proszę. W dodatku gość miał ramę według własnego projektu wykonaną w Zakładzie Szybowcowym Jeżów. Myślę że Jowisz był zadowolony.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz