Ostatnio znów widziałem Fight Club. Jest tam scena gdzie dwóch (?) głównych bohaterów wyciąga ze sklepu sklepikarza, straszą go bronią bo katyńsku skutecznie po czym darowują życie z warunkiem takim, że za rok jak go znajdą znów to ma zrealizować swoje wielkie marzenia i plany a jak nie to będzie santo burito. Na dowód zabierają jego drajwin lajsens żeby za daleko nie uciekł i by móc go odszukać w tłumie azjatów z których każdy jest podobny do każdego co przerażało nawet Witkacego który poza tym nie bał sie niczego czemu dał dowód osiemnastego września 1939 roku.
xxx
muszę przyznać że sporo szczególnie konserwatywnie nastrojonych recenzentów zjechało ten film jako "uwłaczający inteligencji". Więc zastanowiłem sie czy nie jest to poprostu Paulo Coelho w troche innym wydaniu? Muszę sie zastanawiac nad takimi rzeczami by nie zastanowić się nad tym co takiego złego jest w prozie autora Allchemika. Poza przejebanym brakiem dystansu do tematu? Czy to aż takie złe? A może jednak kamieniowanie jest dalej chic en vogue i pod jedną ścianą stoi Coelho, hipstersi i disco polo i kiedyś ktoś nam to wypomni jak rażące nierozpoznanie prawdziwej natury Buddy?
xxx
Przemyślałem tą kwestię tego chińczyka, i tego jak strasząc go piekielnie bohaterowie "zmusili go" by postanowił z całą mocą zrealizować swoje marzenia. Przyłożyłem do tego kilka różnych znanych mi koncepcji i moja wielka głowa wypluła odpowiedź.
xxx
otóż zwykłe postanowienie, nawet baaaardzo mocne (od dziś nie jaram!) jednak ciągle się utrzymuje na powierzchni. Na powierzchni jak na twardej tafli lodu, którą stanowi nasze zadowolenie z sytuacji, poczucie bezpieczeństwa w znanym nam otoczeniu, kontrolowanym i przewidywalnym. Tymczasem nasi bohaterowie zgotowali azjacie chwile totalnego, największego przerażenia, emocje tak silną i szczytową , niekontrolowaną , żegnał sie z życiem. I gdy był on tak "rozmiękczony", gdy puściły wszystkie jego normalne granice, gdy był auntentyczny w pełni, wtedy zasunęli mu propozycję odkupienia, i on podjął te postanowienie w stanie całkowitej autentyczności, całym sobą, to nie było jak klepanie w kościele "przysięgam" gdy myślimy o zupie. On wtedy nie myślał o niczym innym, jak o tym że właśnie jego życie doznało gruntownej przemiany. A silna emocja, stan najgłębszej trwogi sięgającej samego dna jego bezdennej egzystencji, emocja która zawładnęła nim całym nie pozostawiając żadnego bezpiecznego schronu bunkra wydrążonego w psychice gdzie mógłby się ukryć i sterować marionetką swego ciała i persony, ta emocja była katalizatorem koniecznym. Koniecznym by bohaterowie mogli zasunąć mu tego egzystancjalnego anala bo tak bym to nazwał.
Ta analogia (nomem omen) jest ciekawa i broni się w paru miejscach. Po pierwsze, trening czystości któremu jesteśmy poddawani powoduje że chowamy się z naszymi anusami gdzieś po toaletach, gdzie w zaciszu pozwalamy sobie się wypróżnić, raczej nie chwaląc się tym otwarcie. Kupa jest zła. Kupa jest brzydka i niepożądana. Tymczasem w chwilach wielkiej trwogi, w tej sekundzie gdy skazaniec na stryczku traci grunt pod nogami ale jeszcze nie poszybował w dół zapadni - zwieracze puszczają , przestajemy udawać bo emocja bierze górę. Uważam że to cenna myśl, tymbardziej że jak wiecie w anusie są dwa zwieracze, świadomy i nieświadomy (dokładnie tak jak dwa gwinty na pieście torowej). Zacisnięty zwieracz jest tu analogią normalnego funkcjonowania, gdy chowamy różne kwestie pod dywan, wypieramy, nie żyjemy autentycznie w pełni kontrolując się tak jak tego chce od nas społeczeństwo. W tej sytuacji postanowienia jakie podejmujemy nie mają wielkich szans być auntentycznymi. Nawet gdy uda się nam "kontrolować" by robić te rzeczy, czujemy że pozostajemy kiespkimi aktorami a w środku tkwi coś co domaga się odpowiedzi, zaspokojenia a przed czym broni się społeczeństwo bo to coś może w pierwszym kontakcie odrzucić, to może być really big shit... Więc gramy dalej swoje role, chyba że los nam zasadzi anala, tak jak azjacie z filmu. Np. Hiob mi się nasuwa na myśl. Wszystkie inicjacje, rola emocji ostatecznych w różnych ceremoniach, rytach przejścia itd. Tak się robi np z człowieka marines. Zmęczony treningiem człowiek zostaje poddany praniu mózgu i zaczyna głęboko wierzyć w to że jest marines. A jednak umówmy się. W kwestiach najważniejszych, ostaetecznych - autentyczność obejmująca całą osobę jest niezbędna. Spróbujcie teraz pomyśleć o śmierci. Nie da się umrzeć nieautentycznie. A żyć się da?
xxx
Mikołajek - bohater mojego dzieciństwa,
zostawił inny mem w mojej głowie który chciałbym teraz przywołać. Otóż chłopcy na przerwie robili zeza, i nagle któryś z nich krzyknął nie rób zeza w przeciągu bo ci zostanie. Ciekawe. Proszę, posłuchajmy raz jeszcze.
Nie rób zeza w przeciągu, bo ci zostanie.
xxx
Może się wam to wydawać przedziwne, ale kiedyś byłem kurierem rowerowym w mieście gdzie nie przychodzi zima. Wtedy były zupełnie inne klimaty, dziś powiedzielibyśmy - oldshool. Nie wiem co wtedy myślałem, ale wiem że pewien etos który wyznawałem a który wcale nie zasługiwał na tak poważne greckie słowo, prowadził mnie do maskakrycznych sytuacji na ulicach.
Ileż to razy minąłem głową ciężarówkę i to tylko dzięki temu że się schyliłem? Kiedyś mijał mnie autobus i nagle otorzyły sie drzwi zaparkowanej taksówki, i wiele wiele innych. To były sytuacje ostateczne, trwające ułamki sekund. Czułem wtedy coś, co mogę nazwać jedynie...
fixed fearr
to uczucie które jest esensją ostrego koła. Które zawsze gdzieś tam się czai. To uczucie które ewokujemy brakiem hamulców, nieprzyklejoną szytką, dekadenckim luzem na pieście. To uczucie graniczne, strach przed nowym narkotykiem, strach przed ciemnością, przed nawiedzonym domem, strach przed żywiołem wyobraźni. przed samym sobą. To uczucie do którego pcha nas głód transcendencji. Bo filzoofia uprawiana na ostrym kole to inna niż ta uprawiana za biurkiem. Gdy jadę i myślę, a nagle zabłyśnie na moment trwoga ostrokołowa - wtedy myśl moja wpada w czeluść umysłu gdzie dobrze wiem - trafi na czarnoziem użyźniony całą zgnilizną zachodniej kultury, przebije się zielonym swym pędem przez taflę codziennej świadomości materialistycznej jak bambus przez klatkę piersiową skazańca w chińskiej torturze i zakwietnie głęboko psychodelicznym kwiatostanem który zapach odurzać mnie będzie w majowe podwawelskie noce gdy osiąde z mym ostrym na boju.
xxx
co te endorfiny robią z człowiekiem?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Fixed Fearr = Adrenalina. Oglądałeś Hurt Lockera? Tam gość, też odczuwa coś takiego, jest uzależniony od strachu i musi żyć w ciągłym stresie bo 'normalne' życie jest dla niego zbyt nudne i przewidywalne. Podobnie jest z nami, Ostrokołowcami bez hamulców, jazda z hamulcami nie przynosi takiej adrenaliny, czy jak to nazywasz 'fixed fear' bo jak będzie trzeba, wiem, że się zatrzymam ichuj.
OdpowiedzUsuńFixed Fearr jest niesamowitym bodźcem. Robimy niesamowite uniki przed rzeczywistością (czy drzwiami taksówki) i nawet nie zdajemy sobie z tego od razu sprawy, dopiero po chwili, gdy sytuacja się stabilizuje a my ochłonęliśmy, zauważamy, że to co właśnie zrobiliśmy jest jak 'ręka Boga' Maradony.
Miałem kiedyś sytuację gdy szybko przelatując, na bardzo późnym 'żółtym', przez skrzyżowanie samochody już ruszały a piesi dostali zielone do przejścia, nagle pojawiła się tuż przed moim kołem dziewczyna z plecakiem zapatrzona w zebrę wymalowaną na asfalcie. Zrobiłem tylko jeden ruch i już byłem bezpieczny kilka metrów dalej, a w głowie widziałem już wizję zderzenia i jego konsekwencje. Dziewczyna nawet mnie nie zauważyła. Każdy miewa takie sytuacje.
Apoteoza sytuacji granicznej. centymetry od autobusow, centymetry od ludzi tramwajów i otwartych dzrwi. Fixed gearr is all about it.
OdpowiedzUsuńA jak wpisuje się w to słynny przypadek kontrolowania rzeczywistości za pomocą ostre koła uskuteczniony przez św. Jana od Akcydensu, który nagłym skrętem (gestem na prostej drodze), przewrócił innego rowerzystę oddalonego o wiele metrów, a sam utrzymał równowagę chociaż powinien był niechybnie ją stracić? :D
OdpowiedzUsuńa sytuacje, w których jest wspólny punkt krytyczny dla dwóch ostrych kół nieświadomych siebie nawzajem? kiedy za pięć 17 znienacka krzyżują się dwie różne misje, obie wbrew przepisom i obie samozwańcze królowe ulicy pewne siebie, przekonane, że są JEDYNE w tym czasie i miejscu. i znów centymetry, ale to już inny rodzaj poruszenia, bo jechał 'swój', który też 'wie'. tak czy inaczej zawsze na pohybel blachosmrodom.
OdpowiedzUsuńjest takie powiedzenie, że ciężko jest przestać żyć spokojnie i zacząć walczyć; ale jeszcze trudniej przestać walczyć i zacząć żyć spokojnie. i ostre koło się w to wpisuje.
zresztą ostre nie jest jedynie rowerem. to pełnoprawna część ciebie, chociaż z innej materii. oprócz dwóch rąk i nóg masz jeszcze parę kół. zrastasz się ze swoim ostrym. popadasz w narcyzm aż boli duch, kiedy z cichym, a często bardzo intymnym uwielbieniem na nie patrzysz, na wszystkie części po kolei i na całość. czujesz to non stop, choć cały czas spotykasz ludzi, którzy pytają 'gdzie reszta twojej kierownicy'.
mi sie myśli taka praktyka okultystyczna (hell jah, powiedzmy że byłaby to forma brainwashingu połączona z regresją i czymś jeszcze. chodzi o to by ostrokołowiec zapomniał wszystko co wie o ostrym kole. oczyścił cały swój "aparat poznawczy", narośl na świadomości i spojrzał bezposśrednią naocznością na rower. wow. rzekłbym, oczyma adama z raju.
OdpowiedzUsuńrower fetysz, rower narzędzie magiczne, rower w którym zaklinamy własną duszę. jak to jest że czasem w chwili największego zagrożenia ostre reaguje samoistnie?
gdzieś na samym początku przygody z ostrym pomślało mi sie tak:
ostrokołowiec z zawiązanymi oczyma jedzie przez miasto, stosując jakies prastare chińskie patenty, prawdziwe Wu Wei.