środa, 30 września 2009

Efekt Masha

I gdy oglądam tak ciężkie filmy jak naprzykład Dziewiąta Kompania,

która mogłaby się skończyć inaczej ale kończy się akurat tak że sierota zdeprawowany twardym życiem w radzieckim domu dziecka, ziomo który zawsze dostaje już spóznione panny i to mu wystarczyć musi za matke i ojca, ten bohater związku radzieckiego rozpacza na obczyznianych wzgórzach gdzie polegli jego najlepsi koledzy jak się okazało w sumie całkowicie niepotrzebnie tylko sms nie doszedł co jak wiadomo się zdarza bo każdy sms raz do roku nie dochodzi...
A była też scena gdzie chorąży weteran płacze wśród ma(c)ków czerwonych


bo nie pozwalają mu wrócić by napierdalał afgańskich muzułmanów wśród których o dziwo przewija się pełno amerykanów których to można poznać po okularach i lajfstajlowych spodniach a którzy gdyby nie okazja z której własnie korzystają podzieliby pewnie los Charlsa Mansona na ziemi ojców, choć tak naprawde ktowie vo to znaczy dla amerykanina ziemia ojców i o co im wogóle chodzi...

Więc gdy kończy się ten wyciskacz łez dla mężczyzn, gdzie dziejowy logik ukazuje nam dopełnienie zbioru aksjomatów -ojczyzna, obowiązek, religia - czy też kończy się inny tym razem niemiecki film Das Ekspriment

gdzie reżyser jawi dokończenie zdania jestem człowiekiem i... wtedy bardzo lubie sobie w takich chwilach gdy jestem zostawiony sam sobie z pulpitem windowsa i pewnym zmiąszaniem w sobie puścić Masha




i zobaczyć że jednak świat niekoniecznie musi być pełen frazesów, karabinów, trupów, i tragedii by był naprawde fajny.


p.s

gdy puściłem mamie Masha, ona zrozumiała tyle co była w stanie i orzekła że ludzie Ci wyglądają na bardzo zadowolonych z życia i szczęśliwych co zdaje się być bezpośrednim efektem ich pasji. Gdy pomyśleć że tacy sami młodzi ludzie sto lat temu podjudzani przez cesarzy/dyktatorów/ rewolucjonistów ruszali na siebie z bagnetami widać że podjudzeni przez filmy lajfstajlowe, wyekwipowani w rowery i kaski ruszający w dół ulic San Francisko mężczyzni to sen Woltera o pokoju na świecie, przecież jakby to Hitlerowi pokazać toby zwariował. Jak to, powiedziałby, a Rzesza? A co z moją Rzeszą? Dokąd oni idą, ale przecież wojna!

Był taki zespół West Coast Art Pop Experimental Band

i mieli taki kawałek Suppose They Give A War And No one Come. Czasem naprawde lepiej wyjść na rower.

1 komentarz:

  1. hear the marching, hear the drums.
    a amerykanie w afganistanie to śmiesznie.najpierw im dawali broń i doświadczenie żeby tłukli sowietów radzieckich a teraz ich chcą tłuc bo nie wiem czemu.
    ci afganistańczycy są taką chorągwią widocznie powiewaną przez wiatry wielkich mocarstw, papierkiem lakmusowym.

    OdpowiedzUsuń