czwartek, 25 października 2012

Krakopoloko IV - dzień 1 (piatek 19.X.2012)

całe to wydarzenie jest świętem prastarej rasy która z niesmakiem patrzyła na narodziny kolorowego świata ostrego koła.



i dla upamiętnienia pierwotnego drgnienia truskulu co dwa lata odprawia Krakopoloko.

Ku przebłaganiu Boga Pisty, bracia Ezoterycznego Obrządku Ostrego Koła  złożyli w ofierze wysiłek zawodników, ejekulacje aury które wypuszczali z siebie w chwilach największego podniecenia szałem wyścigu. Szałem który każe zacytować Jungera - bliskiego przyjaciela Alberta Hoffmana, zjadacza kwasów, wielkiego herosa pierwszej wojny światowej (infranteria) a także - lust but not leat - wielkiego niemieckiego pisarza:

-Dla ludzi ogarniętych chęcią wzbicia się czasem na skrzydłach upojenia ponad własne zahamowania, nie istnieje zasadnicza różnica między natarciem w walce, a uczuciem podniecenia w samym środku szampańskiej biesiady. Eskalacja życia, oszalały bieg krwi, nagłe wolty uczuć, eksplozje myśli w mózgu – oto forma bycia, która dochodzi tu do głosu.

I my zbieraliśmy jak w wielki żagiel helowy te wasze mikrowzruszenia i z pokorą ofiarowaliśmy je bóstwom pisty.

xxx

DUCE J. - szara eminencja Krakopoloko. Dał nam znak w piątek rano potwierdzając istnienie pewnymch dziwnych meandrów w podziemnych ciekach umysłu. Wskazał nam kierunek na kilka godzin przed rozpoczęciem Krakopoloko. Na długo zanim powstał manifest dla alleycatu który miał się rozegrać wieczorem.

 

A w niedzielę - w niedzielę pracowicie a bezwiednie wyjebał się na boju (w obrębie). Jest to o tyle ciekawe że jeszcze przed chwilą miał wychwalać jak to dobrze mu się jeździ na singlu miejskim, ma przełożenie i hamulce. A już za moment leżał na alejce złorzecząc na parszywe ustrojstwo przyczepione do korony widelca. A to jest o tyle ciekawe że gdzieś kiedyś, bardzo dawno temu dawniej nawet niż pierwsze Krakopoloko w tym samym mniej więcej miejscu odtańczywszy dziwny taniec na rowerze upadła Agata. I tak się wziął Boj. I dużo jeszcze dziwniejszych rzeczy się tam potem działo. A Janowi kibicujemy bo powraca ze zdwojoną siłą, kupił nowe bloki TIMEa i lampkę KNOGa w sklepie PROFIDEA znanym bardziej jako "U Lappierra" na Piłsudskiego w Krakowie - dumnego od trzech edycji przyjaciela Krakopoloko dzięki któremu nie ścigacie się na darmo i po nic. Polecamy ten sklep.

xxx

piątkowy alejkat, a właściwie rytuał całopalenia kalorii i zahamowań.

raz byliście na boju jak był start.

mieliście przywieźć ulotkę z galerii Archetyp z podpisem kogoś z obsługi Dymu. Właściwie to był wyścig Kolory -> Dym. Bardzo ważne ostrokołowo miejsca Krakowa. W obu są czakramy. Tak, te słynne Krakowskie czakramy.

mieliście przywieźć bilet komunikacji miejskiej skasowany między 19,40 a 20.10. Biorą pod uwagę że wyścig wystartował o 19,42  - było zabawnie.


mieliście podjechać do ali na wzgórze świętej bronisławy. niby tylko po zadanie specjalne bo meta była kilkaset metrów wyżej - na djabelskim moście. Tymczasem już by dojechać do ali trzeba było się napocić na salwatorskim bruku, naoddychać się historią i cichą magią pradawnego lasu. Wzgórze od zawsze było miejscem kultu rdzennym prawedyjskich prasłowian.

Dlatego tyle na nich kościołów - te budowano właśnie grzebiąc miejsca ważne dla ludzi tam mieszkających. Miały chronić przed "diabłami" zamieszkującymi ponoć te ziemie. Nic to nie pomogło, w latach 20. XX wieku ze wzgórza zeszło tornado które zniszczyło klasztor leżący u jego podnóża. Samo wzgórze do dziś jest miejscem wielu anomalii pogodowych i ulubionym miejscem spaceru Krakowian.

Od Ali mieliście pojechać pod Wawel i wspiąć się po skałach nad Jamą Smoka. Jak w Shreku trochę. Tam otrzymywaliście ostatnie zadanie.

Pojechać pod Bonarkę (jazda na czas z podjazdami) i ucałować sygnet MC ZŁO.


 Sygnet Cinelli wykuty przez El Rana. Sam El Rana wie ile takich zrobił a pewnie nie dużo bo to nie w jego stylu zrobić czegoś dużo tego samego. Szczególnie sygnetów dla Cino Cinelli. 


A potem już meta na Diabelskim Moście czyli jeszcze raz - tego dłuższy - podjazd pod wzgórze Św. Bronisławy.

Jednym słowem - massakra.

wygrał - Mateusz pierwsza dziewczyna - Julka.



na drugim miejscu jadą Sebastian i  Kwadrat.

a potem udany grill w domu na prastarym wzgórzu i puszczanie magicznych dymów nocą. Teren prywatny.


xxx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz