Wpadłem w straszliwą matnię psychiczną. Stoi oto przełajówka, ostra bestia ma swe imię - zwę ten rower "Synem Kozy". Żadne tam "ostre koło". Shamal pista na przełajowej szytce, campagnolo shamal pista. Agresywne hamulce cantilevery, no bestia. Za oknem śnieg, napęd singiel, łańcuch japoński NJS. Tajmy wcale nie najtańsze. Szeroki baranek nawet ładnie wygięty. Biały wiatr zamienił okolicę w ładną dioramę Nowej Szwabii, Ziemi Królowej Maud. Wszystko jest gotowe by ruszyć na poszukiwanie polarnej oazy.
Ale gdy ruszę to ubrudzę rower i z ciepłego domu, z krainy wyobraźni i tarota pójdzie na klatkę schodową i nie wróci pod parapet gdzie śpi jak kot nieświadomy błotnej prasłowiańskiej rzeźni jaka jest jego najwyższym przełożeniem. I tak ładnie śpi, czasem na niego usiądę pokręcę do tyłu korbami (że niby trenażer) i sam nie wiem. Może tak samo jak istnieją koty domowe i koty które wychodzą na łowy, może tak samo istnieją rowery których żywot bez uszczerbku dla dumy może zacząć się i trwać po wieki pod parapetem za którym hula dżezowo kwasowa piękna cichutka zadymka? Jak myślicie? What is your function in live, ambitna kurwo?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
A nie było tam przypadkiem Albanii?
OdpowiedzUsuńpokaż go, ocenimy czy godny wyjść na zewnątrz! shamal pista z przełajową szytką przełajowego roweru nie czyni, o !
OdpowiedzUsuń